Po kilku dniach plażowania na Isla Grande przenieśliśmy się do dżungli. Tego dnia znów mi serducho szwankowało a parne powietrze nie pomagało, wieczorem już nie miałam siły.
W Casita u Sebastiana tym razem największa chatka, przy samych zaroślach. Domek miał cudny widok na gęstwinę, cała szerokość, to wielkie okno.
Grupa poszła z Pascalem na spacer w stronę wodospadu, ja nie nadawałam się nawet do siedzenia a co dopiero poruszania się po saunie.
Miałam wielkie okno do obserwowania. Widziałam dwa tukana, jeden ciemny a drugi większy z żółtym dziobem.
Wieczorem przyszła burza, strzelało i błyskało okrutnie. Gdybym była sama, to pewnie pełne gatki ze strachu. W nocy się uspokoiło i ranek wstał rzeźki i pełen sił. Mogłam wreszcie i ja iść w gęstwinę. W strumieniu sporo wody, fajnie chłodziła nogi w kaloszach.
Śniadanie u Sebastiana i znów trzeba odpocząć, słońce wyszło i zrobił się upał.