Dwa razy płynęłam filipińskim promem między wyspami Cebu i Bohol. Za pierwszym razem ciemną nocą, drugim, za dnia. Szczerze powiedziawszy, wcale nie dziwie się, że tak często słyszy się o zatonięciach promów tym kraju. Obserwując jak kapitan kieruje statkiem, byłam pełna podziwu nad jego zdolnościami.


[more]

W zupełnych ciemnościach, bez żadnego reflektora pruł przez morze.

Na szczęście nie miałam czasu zbyt długo zastanawiać się nad ewentualnymi katastroficznymi możliwościami, bo zmogła mnie choroba morska. Padłam na siedzenia i odliczałam czas do zakończenia tego rejsu. Żeby zapomnieć o mdłościach zagadałam jednego z marynarzy, który chyba przygotowywał się do spoczynku.

Żyje tu przez pół roku, z dala od rodziny i bliskich. Tu pracuje, śpi i je posiłki. Także „bierze prysznic”, czyli polewa się wodą z wiadra. Wszystkie swoje rzeczy ma w zamykanej na kłódkę skrytce przy promowym telewizorze. Po sześciu miesiącach jedzie na kilkanaście dni do swojego domu. Potem wraca na statek, aby zarobić na życie swojej rodziny… kilkaset pesos.

Płynęłam w obie strony promem firmy Wessam Express. Trasę z Cebu do portu w Tagbilaran na Boholu pokonał w 2 godziny.