Lepiej się czuję niż za pierwszym razem, kiedy pojawiłam się w Oruro. Miałam trochę wolnego czasu przed lotem, więc na śniadanie i herbatę z koki na pobliski rynek. W garkuchni takiej ulicznej, można się dobrze, smacznie i tanio najeść.
Taksówką potem pojechałam pod górujący nad miastem, najwyższy na świecie pomnik Matki Boskiej, Monumento a la Virgen Candelaria. Patronka górników Dziewica z Socavon ma wysokość 45 metrów. Dla porównania pomnik Chrystusa ze Świebodzina ma „zaledwie” 36 metrów. Całość została zaprojektowana w taki sposób, by była odporna na ruchy sejsmiczne. Gwiazdy w płaszczu Maryji, to okna z których można podziwiać panoramę okolicy.

Sprawdziłam na mapie, Matka Boska Gromniczna stoi na wysokości blisko 3900 m.n.p.m i jeszcze trzeba sporo pod górkę wejść od parkingu.

Wypruję sobie tu płuca, góry i chodzenie po nich, to zupełnie nie moja bajka. Podobno, jak Mama była ze mną w ciąży i pojechała w nasze polskie góry, to bardzo się cały czas źle czuła. Widać jeszcze przed urodzeniem wiedziałam, że będę występować w innych bajkach, nie tych na wysokościach.

Do monumentu Matki Boskiej można dojechać z miasta taksówką za 20 bobów, lub kolejką linową, której dni działania są inne niż podano na drzwiach wejściowych dolnej stacji.

Oruro jest też słynne na cały świat że swojego barwnego i widowiskowego karnawału. Wpisanego zresztą jako dziedzictwo kulturowe UNESCO. Trzeba pomyśleć nad kolejną wizytą w Oruro.


Lot z Oruro do Cochabamby tak intensywny, że palce bolały od wbijania ich w fotel przede mną. Uwielbiam latać, nie boję się turbulencji, ale te na trasie Oruro- Cochabamba były wyjątkowo spadziste. Jak we snach, kiedy budzisz się z uczuciem spadania, to tu na jawie się dzieje.
W Cochabambie taksówką do hotelu. Kolejny celny strzał. Nowy pensjonat z pięknym kolonialnym wystrojem wnętrz. Cena też niezła, jak na lokalizację blisko starówki. Godny polecenia i do odwiedzenia w przyszłości. Casa San Martin jest przy klasztorze dominikanów