Bangladesz uderzył od razu wszechobecnym chaosem i oblepił duszną wilgocią tropików.
Wizę dostałam po wnikliwych pytaniach strażnika, zapłaceniu 51 usd i pokazaniu rezerwacji hotelu, lotu powrotnego.

Po wymianie zielonych mogliśmy skupić się na szukaniu taksówki do hotelu. Negocjacje co do ceny były dość długie, stanęło na 500 taka, czyli ok. 4 usd. Adres hotelu jak się okazało nie był właściwie oznaczony na mapie, pokój był w innej dzielnicy, wyszła niezła awantura po blisko trzech godzinach szukania naszego miejsca zakwaterowania.

Nie naszą winą była zmiana adresu i resztę ponad umówioną kwotę zapłacił po naszych mocnych naciskach, właściciel lokalu.
Warunki były spartańskie, o kawałek mydła musieliśmy się upominać. Nie było wielu rzeczy, które mieliśmy zagwarantowane w rezerwacji z bookingu, więc po jednej nocy zmieniliśmy lokum. Troszkę szkoda, że zapłaciliśmy za koszmarne warunki 60 usd, gość w sumie wymusił, tłumacząc, że nie ma za co zapłacić za montaż routera do Internetu.

Po śniadaniu, którego nie było a powinno, zmieniliśmy noclegownię. Z dzielnicy wieżowców, chyba zamożnych mieszkańców znaleźliśmy się w starej części Dhaki.

Nasz hotel Seven Star znajdował się w środku miejskiego bazaru, przy wielkim śmierdzącym śmietniku. Pokój dostaliśmy najlepszy i warunki były bardzo przyzwoite za niższe pieniądze. Tam spędziliśmy kilka nocy.
Pierwszego dnia poznaliśmy okolicę. Na szczęście aplikacja offline maps.me działała tu prawidłowo.
Mieszkanie na bazarze wymusiło zakupy, drobne, bo miejsca w bagażu już nie ma.

Rewelacyjne 1 usd za koszulki firmowe, skórzane portfele po 3- 4 usd i tysiąc innych rzeczy, które tylko oglądaliśmy z ciekawością. Zakupy tu są dość łatwe, bo produkty sprzedaje się tematycznie.

Skrzyżowania dzielą różne tematy. Są miejsca, gdzie do wyboru są kłódki, łańcuchy i śrubokręty w najróżniejszych wielkościach. Przechodząc ulicę trafia się wprost w ręce handlarzy koszulkami czy wężami ogrodowymi. Straganów i sklepików są miliony.

Wśród tego wszystkiego tysiące kolorowych ryksz rowerowych, ludzie i tony śmieci, rozsiewających wkoło fetor nie do zniesienia.