Lot z St Martin na Guadeloupe opóźniony o pół godziny, ale zdążyłam na kolejny lot na Martynikę. Po drodze słynne San Escobar skąpane w słońcu. Gòrował szczyt w kształcie wulkanu i posadzona na jego wierzchu kołdrą z chmur.


[more]

Gwadelupa z nieba pięknie zielona, liczne zarośla namorzynowe i różne kolory wody. Od bordowego po znane niebieskości, zielenie i turkusy. W samolocie na Martynikę wsiadł za mną przystojny pan w mundurze, myślę, leci do pracy, bo walizkę umieścił obok mojego plecaka a usiadłam na samym końcu tego małego samolotu. A że było full ludzi, zaproponowałam miejsce obok, jak blondynka 🙂

Grzecznie podziękował i powiedział, że bardzo byłoby miło obok mnie siedzieć, ale ktoś musi tym polecieć 🙂 ale mi się głupio zrobiło…

Dominikę, na której mam dziś zakończyć maraton lotniczy, przykrywały gęste chmury, które zniknęły dopiero nad Martyniką. Zielone góry, wieżowce i soczysta roślinność. Lotnisko dość duże, stała maszyna Air Berlin i Caraibes.

Ponownie security, ale wyrozumiały strażnik pozwolił mi przejść z termosem mrożonej kawy, która w upały jest jedynym moim pożywieniem. Martynika jest francuska, tu płaci się euro a nie dolarami jak na Portoryko czy Saint Maartin. Kiedy wylądowalișmy, właśnie siadała śliczna krówka Corsair z Paryża.

Kiedy szłam po płycie lotniska przejedżała obok mnie, taka majestatyczna i wielka. Cudny samolot. Na tle soczystej zieleni, świeżo spadłego deszczu i ostatnich, ciepłych promieni tropikalnego słońca. To mój ulubiony samolot.

Ostatni lot dziś na Dominikę tym samym samolotem, co przeleciałam z Gwadelupy, nawet śliczna stewardesa była i mój znajomy pilot. Pasażerów tylko troje, ja i małżeństwo z Węgier. Oczywiście skorzystałam z okazji i pomaszerowałam w odwiedziny do pilota.

Było nawet wspólne selfie i chwila na rozmowę. Lot krótki, bo tylko 20 minut, ale jaki- prawdziwy prywatny lot samolotem dla 50 osób.