Będąc w Male, stolicy wyspiarskich Malediwów, odwiedziłam słynny targ rybny. Rybacy z okolicznych stron przypływają tutaj, aby sprzedać swój połów i zaopatrzyć się w potrzebne produkty, których nie mają na swoich wyspach. Na nabrzeżu stoją przenośne stacje benzynowe, obok sterty warzyw i owoce w skrzyniach a w hali przy porcie kwitnie handel rybami. Wszystko barwne, intensywne i pełne zapachów.
[more]
Królują tuńczyki, małe, duże i wielkie.
Ryby o przedziwnych kształtach i w innych, niż znamy, kolorach.
Można tu kupić rybę czerwoną, żółtą czy niebieską.
Kiedy pojawia się rybak ze swoimi rybami robi się ruch, każdy z handlarzy chce kupić świeży połów, trwają zażarte targi.
Pod ścianą przy stołach pracują mężczyźni, którzy kupioną rybkę nam zamienią w pozbawione skóry i ości filety.
Pełno tu krwi, skór i odciętych rybich łbów.
Po przeciwnej stronie ulicy warzywa i owoce.
Dziwne, rosochate ogórki i … liście do żucia o działaniu odurzającym (na Malediwach nie ma alkoholu, poza wyspami resortowymi, dla turystów).
I orzechy kokosowe, w każdej postaci.
No i ryby, już suche.
Kiedy złowione ryby się sprzedało, kupiło potrzebne produkty, zatankowało paliwo, czas na powrót na rodzimą wyspę.
Szerokie, kolorowe łodzie rybaków, to ich domy na wiele dni pracy.