Po nocnej burzy został tylko ślad w postaci błota wkoło. Rano kawa produkcji tutejszej i śniadanie- wielka patelnia gotowanych krewetek.
Puerto Lara leży u zbiegu dwóch słonych rzek, więc owoce morza i ryby mamy na każdy posiłek.
Po śniadaniu wreszcie wyczekiwane tańce plemienne. Rytm na bębenku dawał szaman ubrany tylko w przepaskę na biodrach. Kobiety zrzuciły biustonosze, ozdabiając piersi sznurami różnokolorowych paciorków. Kolorowe spódniczki, to było jedne ich odzienie. Każda z geometrycznymi tatuażami na ciele. Takie malunki po wczorajszym wieczorze mamy i my.
Kilkanaście kobiet, małe dziewczynki i szaman, pokazali nam kilka ze swoich tradycyjnych tańców. Taniec pumy, kwezala i aguti. Barwne widowisko tylko dla naszej grupy. Potem niestety trzeba było sie żegnać z gościnnymi Indianami Wounaan i ruszać w drogę powrotną do Panama City.
Wrócę tu, tak im obiecałam. Odwiedzając takie miejsca nabieram pokory, szacunku dla swojego życia i warunków w jakich mogę żyć.
21.07.2021