Plan tego wyjazdu jest nastawiony na zobaczenie wielu miejsc i czas ruszać dalej.
Do Colon zawsze z Panamą City jechałam szybkim autobusem, tym razem były to dwie godziny w Diablo Rojo. W Colon przyszło czekać godzinę w gorącym autobusie na odjazd, w międzyczasie obiad w postaci skwarek, smażonych serc i żołądków, dla mnie pychota.
Na Isla Grande dotarliśmy po pięciu godzinach i od razu w kostiumy i do wody.
Bez fal, spokojnie i gorąco. Woda tak ciepła, że nie dawała żadnej ochłody przed upałem.
Wieczorem impreza polsko- kolumbijska, z Danielem, którego znam z poprzednich pobytów.
Dwa dni lenistwa totalnego z jednakowym rozkładem. Późna pobudką, śniadanie z 17 jaj, kubek kawy i wciąganie kostiumu kąpielowego. Owinięcie się w pareo i kilka minut spaceru do plaży. Wybraliśmy najbliższą, przy posterunku straży granicznej, tzw.Filipińczykach. Ładne widoki, ładne chłopaki i blisko. Zresztą na Isla Grande za dużo się nie pochodzi, nawet jak ktoś musi.
Biegnie chodnik albo 200 metrów w prawą stronę, albo z 300 w lewą. I kawałek do góry, to całe pole do manewru.
Pierwszego dnia nie było za dużo słońca, nawet więcej kapiącego leniwie deszczu. Co zupełnie nam nie przeszkadzało w kąpielach. Woda była cieplejsza od powietrza.
Wczoraj cały dzień piękne niebo i słońce. Oczywiście znów się spaliłam na raka. Mimo filtra 30.
Słońce przyniosło ludzi na naszą plażę przy Filipinczykach. Przypływali na kilka godzin, dziewczyny większość czasu spędzały na robieniu sobie sefie i prężeniu się do telefonów. A maja co pokazywać. Powiększone pośladki przyciągają wzrok nie tylko męskiej części naszej grupy. Żeńska też chętnie podziwiała bogate kształty i wielkie pupy. Zainspirowane stringowymi kostiumami latynosek też sobie zrobiłyśmy sesję zdjęciową, tylko najbardziej rzucające się w oczy były nasze białe pośladki.
Po plażowaniu obiadek.
A to rybka u mr. Beto a to zupa rybna przy czarnym Jezusie.
Bo u brzegów Isla stoi czarny Jezus, drugi jest w kościółku w Portobelo.
Po obiedzie już robi się ciemno i osiadamy na tarasie.
Dzień na Isla Grande jak co dzień.