To był szalony dzień! Gonitwa na lotnisko, aby zdążyć na samolot skończyła się dobrze. Byłam na 40 minut przed planowanym odlotem, jeszcze udało mi się kupić moje ulubione pachnidło na bezcłówce! 🙂

Już po odprawie okazało się, że… będzie opóźnienie, z powodu awarii samolotu.

Najpierw pół godziny w autobusie dowożącym do letadła a potem cofnęli nas do terminala, gdzie kolejne pół godziny. A tam na miejscu miał czekać na mnie znajomy… ech. No i czarna limuzyna, z zapewne przystojnym szoferem 😉

Kiedy już siedziałam na swoim miejscu w samolocie, zorientowałam się, że mam obok pasażera (pasażerkę?) na gapę- chudziutki długonogi pająk wybrał sobie za miejsce do życia przestrzeń między samolotowymi szybami okiennymi.

Myślałam, że tak sobie martwy wisi na pajęczynie, ale gdzie tam, kiedy śmigła samolotu poruszyły maszynę, on także zaczął przebierać nogami.Ciekawe, jak mu się tam żyje, z takimi widokami na świat. Musi mieć wylatane tysiące mil, gdyby się tak zapisał do sojuszu, miałby złotko jak nic 😉

Dziś wg stewki poleciał jeszcze do Porto Negro, troszkę mu zazdroszczę tego niebiańskiego żywota 😉 Ciekawe, skąd bierze jedzenie?

Skąd wodę? Podzieliłam się z nim (nią?) okruszkami kanapki, może je znajdzie za futryna okiennego samolotu.Swoją drogą, jak szczelny musiał być ten złom, skoro wszedł tam i nadal żyje ten stworek. Miałam wrażenie, że elementy między mną a niebem są ze sobą połączone na słowo honoru… niemniej, doleciałam 🙂

Jestem w Sofii, pachnącej różami na każdym kroku… ale o tym jutro, emocje opadły i wychodzi zmęczenia dzisiejszym dniem 🙂

20.08.2014