Rano szybkie śniadanie i taksówką za parę groszy do portu łódek na pobliską wyspę Qeshm.
Bilet na blisko godzinny rejs kosztował koło 5 zł. W porcie, jak zwykle w takich miejscach, mnóstwo taksówkarzy. Wybrałam ja, według zasady, aby to nie mnie wybierano.
Fajsal mówi po angielsku i to znacznie ułatwia życie. Polecił mi guesthouse blisko portu a co ważniejsze, blisko bazaru. Cena za pokój z dwoma łóżkami też super, tylko 2,5 usd. Na bazar skierowałam swoje kroki i tam spędziłam kilka kwadransów.
Znów się nie mogłam opanować i dałam upust swojemu uzależnieniu od zakupów. Głównie kosmetyki, które są tu w strefie bezcłowej bardzo tanie.
Umówiłam się z kierowcą, że objedziemy wyspę, co w sumie zajęło nam blisko 6 godzin.
Byłam w Księżycowej Dolinie, gdzie skały utworzyły piękne formacje księżycowe, odwiedziliśmy plażę, po której można jeździć autem, wioskę, w której wytwarzane są olbrzymie drewniane łodzie rybckie i cmentarz starych łódek. Ten ostatni był bardzo interesujący, drewniane olbrzymy w stanie rozkładu, wyprute wnętrza i wszystko w muszlach.
Wkoło uciekające kraby i tylko szum fal.
Wyspa Qeshm jest interesującym miejscem, ładne krajobrazy z malowniczymi wąwozami, krajobrazy pustyni, pasące się wielbłądy i kurhany na słodką wodę.
Wielbłądy ciekawskie i wcale się ludzi nie boją. Chcąc zrobić zdjęcia weszłam w jedno ze stad pasących się przy wiosce. Myślałam, że są takie łagodne jak nasze krowy, myliłam się i musiałam przez to szybko zmykać.
Czyli biegi przez pustynię mam już zaliczone.
Na koniec odwiedziliśmy lasy mangrowe i słońce schowało się za horyzontem.
Kolacja krewetkowa, jakieś zakupy na bazarku i spać. Jutro ciężki dzień, oby pomyślny i bezpieczny.
7.11.2018