Wielu turystów przylatujących na Maderę wypożycza na czas pobytu samochód. My zdałyśmy się na transport publiczny i taksówki, tu sprawnie działające w aplikacji Bolt.
Pierwszy dzień poświęciliśmy na dwa ciekawe punkty z mapy atrakcji wyspy. Pierwszym był szklany taras widokowy z jednego z najpiękniejszych europejskich klifów- Cape Girao. Klif wznosi się na wysokość 580 m.n.p.m. i jest drugim co do wielkości w Europie. Taras wybudowano niedawno, bo w 2012 roku i jest jedną z głównych atrakcji Madery.
Trasa do klifu wiedzie wąskimi uliczkami, gdzie kierowcy muszą nieźle operować kierownicą, aby nie zaczepić zaparkowanych przy posesjach samochodów. Sztuką jest też parkowanie, często stromo pod górę. Dojechałyśmy tam boltem za kilka eur, autobusem miejskim chyba można, ale mocno na dole ma przystanek. Na turystyczny typu hop-on nie chciałyśmy wydawać kasy.
Przyjazd taksówką, to była dobra opcja, bo wizyta na klifie trwała raptem kilka minut. Tłumy turystów, ciężko zrobić zdjęcie bez drugiej osoby w kadrze, zdjecie na prawo, lewo i w dół. Szybko stamtąd uciekłyśmy do drugiego miejsca, czyli miasteczka Camara de Lobos.
Tu spędziliśmy sporo czasu. Klimatyczna zatoczka z czarnymi okrągłymi kamieniami na plaży, które przy każdej fali wydawały charakterystyczny dźwięk. Mi kojarzył się z gruchotaniem kości o kości, takim tępym tańcem kościotrupów.Wkoło kafejki, parasole i sami emerytowani turyści. Słonko, ciepło, leniwie. Idealnie na południowe espresso z mlekiem. I drink Nikita, który pochodzi właśnie z tego miasteczka. Połączenie lodów ananasowych, soku i… piwa. Ciekawe doznanie kulinarne.
Z Camara de Lobos wywodzi się kolejny alkohol typowy dla Madery, czyli poncha. Kombinacja wytwarzanego tu na wyspie rumu, cukru trzcinowego, soku z cytryn i miodu. Miasteczko z alkoholowymi tradycjami ma też swoją winiarnię Henriques, którą widać z placu przy kościółku. Wino Madera mi akurat nie przypadło do gustu. Ani wytrawne, ani nawet słodkie. To wino likierowe o charakterystycznym palonym posmaku, mocne, bo z dodatkiem spirytusu z trzciny cukrowej.
Tak więc Camara de Lobos jest miasteczkiem fajnym, wartym odwiedzenia i spędzenia leniwego czasu z lampka wina Madera, czy aromatyczną ponchą lub piwną Nikitą.