Dzień w stolicy, to szybkie przepakowanie, zakupy i chwila odpoczynku. Duża wilgotność i upał osłabiają siły witalne. Na szczęście nasz 8 osobowy pokój jest klimatyzowany, można docenić zdobycze cywilizacji w takich chwilach.

Następny dzień, to lot liniami Air Panama do Bocas del Torro. Z małego lotniska Albrook, leżącego przy moim ulubionym centrum handlowym. Samolot też mały i stary do tego, Fokker 50.

Na dokładkę przed startem rozpętała się burza. Jednak ani deszcz, ani ciemna chmura nie była przeszkodą do startu. Dla pilotów tutejszych chyba jest to codzienność. Chwilę po starcie ładny widok na kanał panamski a potem reszta 45 minutowego lotu, chmury.

Samolot śmigłowy a lądowanie na Isla Colon łagodne. Najpierw przejście od razu przy schodach z samolotu przez matę odkażającą, potem mierzenie temperatury. Oczywiście cały czas w maseczkach. Tu pilnują na każdym kroku przestrzegania obostrzeń covidowych.

Z malutkiego lotniska pieszo do hostelu, po drodze kupiłam zgrabną maczetę, przyda się później. W hostelu przypadł mi ten sam pokój i to samo łóżko, co poprzednio. W miasteczku bardzo mało turystów, wiele z hoteli czy knajp zamkniętych, pandemia zbiera swoje żniwo.

Pogoda nie rozpieszczała i do południa niebo skrywały gęste chmury. Prognozy mówiły, że słońce wyjdzie dopiero po południu. Zmieniliśmy szybko swoje plany i na spacer po miasteczku ruszyliśmy po śniadaniu. Trzeba przecież kupić jakieś pamiątki, magnesy i owoce na kolację. Od straganiarzy sprzedających wyroby ze swojego obejścia udało się zdobyć piękny okaz owocu kakaowca i kiść małych słodkich bananów. Były też wielkie kule z drzewa chlebowego i różne odmiany mango.
Zdecydowaliśmy, że pojedziemy na najbardziej oddaloną, ale podobno piękną, plażę Bluff leżącą w rezerwacie o tej samej nazwie. Busik taksówka wiózł nas blisko godzinę. Powodem może nie była odległość, co zdewastowana przez ocean i deszcze nadmorska droga.

W kilku miejscach jechaliśmy w wodzie, tak ocean walczy o swoje i zabiera ludziom ziemię.
Plaża Bluff ładna, ale nie piękna. Widać brak turystów w ostatnich czasach, bo nie jest sprzątana z resztek drzew, korzeni i kawałków drewna. Piasek żółciutki, jasny i sypki, w sam raz na spacery brzegiem.

Za to kąpiel ryzykowna, niebezpieczna, o czym ostrzegają liczne tablice ilustracyjne przy drodze. Fale tu są bardzo wysokie i kontakt z oceanem polega na moczeniu stóp. No chyba że ktoś umie śmigać na falach, jak ci młodzi surferzy, którzy je wykorzystują umiejętnie.
Wieczór deszczowy, więc na tarasie hotelowym.