Deszcz padał, lał, siąpił lub prosto z wiadra się wylewał ścianą wody. Ogrom mokrości z nieba, w dzień i w nocy.
Po przyjeździe do Cahuita od razu poszliśmy do pobliskiego parku narodowego, jednak z powodu pogody, dużego zagrożenia i incydentu z porwanym przez fale małym dzieckiem, był zamknięty. Ubrani w płaszcze i poncza przeciwdeszczowe chcieliśmy podbijać świat, niestety usadziła nas siła wyższa. W Cahuicie, małej nadbrzeżnej osadzie za bardzo nie ma co innego do roboty. Leniwym spacerem, bez omijania kałuż, trafiliśmy do Soda Kawe, gdzie do końca pobytu się stołowaliśmy.

Kostaryka oferuje więcej niż Panama, ciekawych potraw lokalnych.
W nocy burza oraz świeże hektolitry wody z nieba. Chodząc po łydki w wodzie obtarłam sobie nogi i kolejny dzień musiałam już pomykać w skarpetkach i kaloszach, aby nie zakazić skaleczeń.
Na śniadanie jajecznica, placuszek i ryż z czerwoną fasolą.

No i przepyszna kawa, z której słynie Kostaryka.
Mieliśmy szczęście, że mimo deszczu otworzyli rano bramy parku. Strażnicy zastrzegli, że daleko nie dojdziemy, bo rzeka wylała i szlak wzdłuż plaży jest zamknięty.
Krótki spacer po nowych kładkach i powrót.

W deszczu wszystko wydaje się ponure i groźne. Jeszcze na koniec zarobiłam strzał orzechem od jakiejś złej małpy. Uderzył mnie w pierś, na szczęście nie w głowę. Trochę po wyjściu park znów zamknął swoje bramy.
Potem było dwugodzinne okienko pogodowe, nawet słonko pojawiło się na chwilę.

Od razu robiło się parno i duszno.
Sama nie wiem, czy wolę jak pada i jest rzeźkie powietrze, czy jak świeci słońce i ledwo się dyszy.
Poza moimi życzeniami i tak na koniec spaceru brzegiem morza, znów zaczęło padać i zrobiło się ponuro. Kolacja w knajpie i plany na kolejny dzień. Szybko je musieliśmy jednak zweryfikować, bo kelnerka pokazała film z netu. Powiedziała, że żadne autobusy od wczoraj nie kursują z powodu podmytego mostu na rzece La Estrella. Internetu też już od wczoraj nie miałam, widać padł przekaźnik.
Wieczorem dopadły nas wszystkich myśli katastroficzne, bo zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy uziemieni w Cahuita.

Wrócić do Panamy nie możemy, bo nie mamy gdzie zrobić testów wymaganych na granicy. Przejechać w kierunku San Jose nie ma jak, przez środek też, bo brak dróg przez góry i dżunglę. Są dwie drogi. Pierwsza nr 36 wzdłuż Morza Karaibskiego, gdzie właśnie są powodzie i czerwony, najwyższy alert. Druga droga przy Pacyfiku, ale nie ma jak do niej dojechać.
W nocy znów burze i woda z nieba.

25.07 2021