Jeszcze nie było mnie na świecie, kiedy rząd francuski zdecydował, że w Kourou, miejscu osadzania skazanców wybudować kosmodrom.
I właśnie Centre Spatial Guyanais było celem mojego przyjazdu do Gujany Francuskiej. Otrzymanie zaproszenia do zwiedzania miejsca startów rakiet kosmicznych wymagało wprawdzie napisania kilku emaili, ale ile radości, kiedy wszystko było potwierdzone. Nie mogłam się doczekać dzisiejszego dnia, jak w dzieciństwie końcówki kolacji wigilijnej i prezentów pod choinką.
O mały włos wszystko by nie wyszło.
Miałam ustaloną godzinę 8 rano, aby się pojawić przy wejściu obok Muzeum. Telefon i zegarek nie zsynchronizowały jednak poprawnie aktualnej godziny i rano był niezły pośpiech, kiedy mój gospodarz uświadomił mi, że za 15 minut mam wejście.
Jak nietypowa kobieta byłam gotowa w dwie minuty i już jechaliśmy autem do centrum kosmicznego. Mój gospodarz pracuje jako radiolog w bazie, ale do pracy dziś miał na później.
Na szczęście zdążyłam i wszystko przebiegło bez problemów. Rejestracja, sprawdzanie torebki, skanowanie ciała i już można było jechać na zwiedzanie kompleksu.
Kosmodrom w Gujanie Francuskiej podlega pod Europejską Agencję Kosmiczną (ESA), francuską agencję CNES, a także firmę komercyjną Arianespace. Do wybuchu wojny na Ukrainie z kosmodromu korzystała także rosyjska agencja Roskosmos.
Cały kompleks jest dość rozległy, zajmuje 850 km2. Na terenie znajdują się między innymi budynki montażu satelitów i rakiet, instalacje do produkcji i magazynowania paliwa, a także platformy i urządzenia startowe. Są trzy wyrzutnie rakietowe, udało mi się zobaczyć z bardzo bliska dwie z nich. Do trzeciej, skąd latały Sojuzy nie pojechaliśmy, mimo, że rakiety tam są. Rosjanie nie mają ich jak zabrać a zgodnie z zawartymi wcześniej umowami gujański kosmodrom musi je utrzymywać w pełnej gotowości.
Cały teren jest ogrodzony wysokim płotem pod prądem z zasiekami. Bezpieczeństwa startów rakiet strzegą żołnierze z Legii Cudzoziemskiej, swoją drogą stacjonujący właśnie w Kourou.
Jak tłumaczyła pilotka wizyty, położenie kosmodromu ma sporo zalet m.in. bliskość równika, który daje lepsze osiągi prędkości przy stracie przy użyciu mniejszej ilości paliwa. Zaletą jest też bliskość oceanu, słabe zaludnienie pobliskich terenów i stabilna pogoda bez huraganów. Wadą jest niestety tropikalny, wilgotny klimat. Źle wpływa na elektronikę, od działania której wiele zależy. Wilgoć widoczna jest na wszystkich budynkach, które wyglądają jak stare, zniszczone i pokryte zielonym nalotem. Problemem jest też rdza, która pokrywa niezabezpieczone metalowe elementy.
Z Centrum Kosmicznego Gujany startują rakiety Ariane 5 a wktrotce i Ariane 6 oraz włoskie Vega i Vega C. Startowały też rosyjskie Sojuzy 2.
Rakiety stąd wystrzeliwane są używane do programów badawczych (takich jak badania pogody) oraz do telekomunikacji. Gujana jest także kolebką programu Galileo – europejskiego systemu nawigacyjnego, który wkrótce stanie się poważnym konkurentem dla amerykańskiego GPS. Dzięki 28 satelitom, system będzie w stanie namierzyć pozycję z dokładnością do jednego metra.
21 grudnia 2021 roku tu swoją podróż w kosmos rozpoczął teleskop Jamesa Webba- najpotężniejszy do tej pory kosmiczny teleskop, który pozwala naukowcom zbadać nieznane do tej pory obszary wszechświata.
Na koniec wizyty w bazie wisienka na torcie- Sala Kontroli Startów Juliter II. Centrum kontroli, to mały amfiteatr skupiony wokół ściany wideo, która umożliwia obserwowanie startu i misji na żywo. W pierwszych rzędach, oddzielonych od publiczności dużymi oknami, znajduje się personel operacyjny. Wszędzie pełno komputerów, ekranów, zegarów i parametrów. Na ścianie obrazów operacyjnych
uwagę przykuwa tabela: około piętnastu świateł, które reprezentują stan każdego z parametrów startu, takich jak wyrzutnia, satelity, prognoza pogody, a nawet telemetria.
Wizyta w miejscu startów rakiet była ekscytującym przeżyciem. Widziałam już rosyjską bazę Bajkonur w Kazachstanie, gdzie ledwo udało mi się uciec. Byłam też na Florydzie w bazie NASA na przylądku Canaveral. Jednak najwięcej radości sprawiła wprawdzie nie związana z kosmosem, fabryka boeinga w Everett.
Tam też obkupilam się w sklepiku w gadżety. W Kourou był mniejszy, ale pamiątki mam.
Na stopa z sympatycznym inżynierem jadącym z pracy do miasta wróciłam po południu.
Rano wyskoczyłam bez śniadania a jak ekscytacja wyrzutniami się skończyła, żołądek nieźle zasysał. Nie było to rozsądne z mojej strony, po kilku dniach boleści trawiennych zjeść kebaba. Mały był, smaczny i chyba najdroższy w moim życiu a zjedzony w zwykłym barze przy ulicy. Potem market, gdzie ceny też nie za przyjazne. Ogromny wybór win, szampanów, serów i pieczywa typu francuskiego. Większość towarów niestety do Gujany jest sprowadzana, głównie z Francji.
W planach miałam zerknięcie na teren zajmowany przez Legii Cudzoziemskiej i wizytę na poczcie, ale nie dałabym rady iść na dłuższy spacer. Pomyliłam do tego drogę powrotną do domu mojego gospodarza i błąkałam się po nowym osiedlu domków chyba ze dwie godziny. Strasznie patrzyło słońce, momentami wydawało mi się, że zemdleję. Kiedy dotarłam, padłam jak umarła na łóżko.
Jak oni żyją w tym piekle…