Do Iranu, nie zawsze oczywiście
Od wczoraj jestem w podróży do … Iranu. Ambicje spore, ale wszystko może się rozbić o wizę.
Od wczoraj jestem w podróży do … Iranu. Ambicje spore, ale wszystko może się rozbić o wizę.
Wczesnym rankiem zrobiłam obchód najbliższej okolicy w poszukiwaniu ciekawych roślin.
Walizki nadal krążą po świecie linią Turkish a ja pomykam w jednych spodniach.
Do Yavizy, końca panamericany niedaleko a dzień jeszcze wczesny, zdążę potem dojechać do stolicy spokojnie.
Sama chciałam tu przyjechać, jednak całość odbioru sprawiła, że pobyt skróciłam.
Wyobrażacie sobie życie bez internetu, komórki, lodówki, klimatyzacji, ba, prostego wentylatora, przy 35 stopniowym upale???
Aby dostać się do Mach Pobor, jednej z czterech leżących nad rzeką Mebrillo wioski, musiałam z Puerto Lara wyjechać o świcie a i tak były obawy, że nie uda mi się tam dotrzeć w jeden dzień.
Upał szybko sprowadził mnie do cienia chaty. A tam kobiety zajmowały się przygotowaniem materiałów do swojego rękodzieła.
Zauważyłam, że matkami zostają tu bardzo młode kobiety, za mąż wychodzą w wieku 14, 15 lat.
Indianie Wounaan żyją w społeczności, która wspólnie uprawia poletka wykarczowanej dżungli.