Można tu dotrzeć tylko drogą powietrzną, po około godzinnym locie z Puerto Ordaz. Lecąc, widać w oddali skryte w chmurach, dumne tepui- góry stołowe o pionowo ściętych zboczach. Widok bezkresnej Wyżyny Gujańskiej porośniętej dżunglą z gdzieniegdzie wyrastającymi potężnymi tepui, zapiera dech w piersiach.


[more]

W Parku Narodowym Canaima znajdziemy najstarsze skały świata, które liczą pewnie z 2 miliony lat. Na płaskich szczytach tepui rozwinęły się endemiczne rośliny, których nie można spotkać nigdzie indziej na Ziemi. To tu, Steven Spielberg kręcił film „Park Jurajski”. Prawdziwy zaginiony świat.

Malutka kilkunastoosobowa cesna bezpiecznie doleciała do Canaimy, małej osady indiańskiej w środku dżungli. Po lewej stronie widać kilka wodospadów i lagunę. To rzeka Carrao, jej pięć odnóg i słynne wodospady: El Sapo, El Sapito, Yuri. Woda w rzece ma kolor coca coli z powodu roślin rosnących u jej brzegów.

W ekskluzywnym lodge witają nas na wpół oswojone kolorowe ary, tukany i malutkie małpki. Jedna  z nich szczególnie upodobała sobie dready mojego syna. Przez kilkanaście minut były poddawane małpiej pielęgnacji, co wywołało salwy śmiechu wśród tutejszych.

Teraz czas na prawdziwa toaletę- kąpiel w brązowej wodzie laguny i przejście pod dużym wodospadem El Sapo. Ogrom spadającej wody przeraża już na dole. Woda, spadając tworzy kłęby mgły, huczy groźnie. Wspinaczka po mokrych skalnych stopniach i już jesteśmy na krawędzi wodospadu. Dobrze, że jesteśmy tu w porze suchej, przejście pod kurtyna wodospadu przypomina wizytę pod chłodnym prysznicem. Po pół godzinie jesteśmy z powrotem, cali mokrzy. Najbardziej bałam się o sprzęt fotograficzny, który miałam w plecaku. Szybkie sprawdzenie, wszystko w porządku, ulga. Teraz wodospad nie wydaje mi się już taki groźny.

W drodze powrotnej do cywilizacji, mieliśmy zobaczyć z góry najwyższy wodospad świata Salto Angel (1054 m), spadający z Auyantepuy (Diabelska Góra, której płaski szczyt ma powierzchnię 700 km kwadratowych). Ciekawą rzeczą jest to, że dla świata zachodniego wodospad został odkryty dopiero w 1935 roku i to nie przez górskich wędrowców, lecz przez amerykańskiego cywilnego pilota imieniem James Angels.

Niestety, Salto Angel widzieliśmy  tylko z daleka, był skryty w ciemnych chmurach. Piloci ze względu na nasze bezpieczeństwo, nie zbliżali się do niego. Jednak natura tym razem nie chciała pokazać swojego piękna w całej okazałości.