Kilka obrazków z Trinidadu
Bardzo lubię to kubańskie miasto. Ma w sobie coś magicznego. Kiedy tylko tam jestem, staram się jak najwięcej wchłonąć, bo czuję, że to ulatuje. Owocuje to sporą ilością zdjęć.
Bardzo lubię to kubańskie miasto. Ma w sobie coś magicznego. Kiedy tylko tam jestem, staram się jak najwięcej wchłonąć, bo czuję, że to ulatuje. Owocuje to sporą ilością zdjęć.
Trinidad odwiedziłam kilka razy. Piękne kolonialne miasto z wpisaną na listę UNESCO zabytkowa starówką. Pierwsza wizyta w 2008 roku bardzo krótka, z powodu pomyłki miałam wtedy tam tylko godzinę czasu, więc siłą rzeczy był na mojej liście miejsc koniecznych do ponownego zobaczenia. Wróciłam po kilku miesiącach. Jak się okazało po spędzonych tam kilku dniach, słusznie.
Jestem sentymentalna, lubię wracać do miejsc, z którymi wiążą się pozytywne emocje, wspomnienia. Będąc drugi raz w Trinidadzie, szukałam głównego bohatera z jednego z moich dawnych zdjęć- zabiedzonego małego pieska, którego sfotografowałam na starówce.
Zawsze odkrywam jakąś perełkę. Czy to malowniczy balkon, który wisi na ostatnim włosku, czy nostalgiczną uliczkę. Stara Havana jest pełna pięknych miejsc. Można tu się zgubić... zapomnieć, przenieść do innego świata.
Kuba, to żywe muzeum. Dobrze to widać na kubańskich drogach, gdzie pełno wiekowych krążowników, starych wysłużonych samochodów. Z braku wystarczającej ilości nowych aut, naprawia się wszystkie już dostępne.
Ciągle jestem jak Koziołek Matołek- po omacku szukałam swojego Pacanowa. Na Kubie po części je znalazłam i... wracam, kiedy tylko mogę, na tę magiczną wyspę, jak ćma. Z każdym przylotem mam większe problemy z przekroczeniem granicy.
Stolica Kuby jest magicznym miejscem. Niepowtarzalny klimat tworzą urokliwe kamienice z obdrapanymi ścianami i rozwalającymi się balkonami, zabytkowe amerykańskie krążowniki szos w najróżniejszych kolorach, liczne ślady kolonialnej przeszłości Kuby i socjalistyczne oznaki teraźniejszości.