Cóż za bajeczny kawałek Panamy znalazłam w wiosce Guadalupe pod wulkanem Baru. Spektakl z górami i chmurami trwa tu cały dzień. Do południa słońce i dość ciepło, potem burza, deszcz i temperatura spada do 12 stopni w nocy.
Przez huśtawkę pogodową, oczy cieszą piękne obrazki, jakie serwuje natura.
Ranek przywitał słońcem i śniadaniem na tarasie.
Domowej roboty chleb, babeczka z migdałami, dżem z nieznanych mi owoców, sałatka z marchewek i rodzynek, słodkie kawałki annasa, aromatycznej papaji oraz pyszny robiony sok z mango i limonek. Do tego omlet i pachnąca kawa. I niesamowite widoki na parujące mgłą otaczające góry. Co chwilę słońce oświetlało inny kawałek i wydobywało soczyste odcienie zieleni, brązu i żółtego.
Całemu cieszącemu duszę porankowi towarzyszył śpiew ptaków i fruwające wkoło kwiatów kolibry. Nie mogłam się skupić na śniadaniu, przez te wszystkie cudne bodźce dookoła. A śniadanie wyborne, Gudrun słynie z tego.
Powoli podreptałam wyżej do wioski. Nogą za nogą, bo na blisko 2 tyś. metrach n.p.m. ciężko mi się szybko ruszać z moimi kilogramami i słabym sercem.
W niedzielę do Guadalupe przyjechało sporo panamskich turystów. Miejscowi wystawili swoje małe stragany przed drewniane kolorowe domki. A na straganach w większości rośliny do uprawy- storczyki, pelargonie i różne kaktusy. Rosną tu też niebieskie eukaliptusy o okrągłych pachnących liściach. Małe drzewko można już nabyć za 3 dolce.
Dolina słynie także ze słodkich truskawek, któych nie lubię. Truskawkowe są tu dżemy, ciastka, napoje i szaszłyki. Na jednej stronie uliczki stragany z roślinami a na drugiej z truskawkowymi szaleństwami.
Tak samo jak truskawkami nie byłam zainteresowana wejściem stromą górę, na punkt widokowy. Źle się czułam przez samo patrzenie jak ludzie na nią wchodzą.
Z obiadem i kolacją w torbie wróciłam do swojego cichego pensjonatu. Wieczór przy kominku z kanadyjką Edith.
1.11.2021