Po trzech godzinach nerwów w środku nocy pod okienkiem wizowym na lotnisku w Teheranie zostałam poinformowana, że wracam tym samym samolotem do Kijowa, że nie otrzymałam wizy do Iranu.
Jako wytłumaczenie podano mi pokrętne wyjaśnienia, niezgodne z prawdą, które od razu zweryfikowałam, otrzymując dające nadzieję na zmianę niekorzystnej dla mnie decyzji zapewnienie.
Całość wyglądała mi na tzw.strajk włoski. Sprawdzanie dokładne danych, dłużej niż to wymagało. Zjadła mnie też chyba trochę rutyna, zawsze bez problemu wizę dostawałam bez kompletnych danych, oni mnie tam znają. Nie miałam rezerwacji hotelu, tylko wydrukowany bilet na pociąg z Teheranu do Ahvaz, który był imiennie na mnie kupiony. Nie pomogło wyjaśnienie, że przecież znalezienie hotelu dla osoby będącej w Iranie po raz enty, nie jest problemem. Nie rozumiałam ich nacisku na opcję e- wizy.
Czwórka Polaków, która przyleciała tym samym lotem, wizy otrzymała po godzinie. Wprawdzie jako turyści odwiedzający Iran po raz pierwszy byli super przygotowani papierologicznie, ale wtedy jeszcze dwóch panów zza szyby lekko było przyjacielskimi Zaspanymi.
Po dwóch godzinach wyciagania ode mnie stopniowego numerów telefonów znajomych z Iranu i innych informacji, z posiłkami przyszedł Garniturowiec. Zaspani się obudzili i energicznie o mnie z nim sobie porozmawiali, często wplatając słowo Lachestan (irańskie określenie Polski).
Potem sie dowiedziałam, że wizy nie dostanę i się poryczałam jak dzieciak.
To nic, że przez dwie godziny Zaspani gadali ze mną jak ze starą znajomą, teraz przy Garniturowym byli zwyczajnymi oficjanymi Sztywniakami.
Przyszedł niebieski Przystojniak z ramienia Ukraine Airlines i powiedział, że zaraz mi przyniesie kartę boardingową i lecę do Kijowa.
Dostał od Obudzonych niebieską kopertę i przeprowadził na piętro na odloty tajnymi jakimiś przejściami. Tam nadal bez karty i paszportu do gate.
Do samolotu zawiózł mnie osobiście, osobno bez nikogo innego. Tam siedziałam z dala od pasażerów a paszport w niebieskiej kopercie został zamknięty ostentacyjnie w kabinie pilota. Po wylądowaniu nie mogłam wysiąść, musiałam jako ostatnia, odebrała mnie eskorta i znów osobno na lotnisko. Czułam się jak jakiś przestępca. Nadal bez paszportu czekałam dwie godziny, nie wiedząc kto i dlaczego zabrał mi dokument.
Nie mogłam iść do toalety, sklepu po wodę, bo na strefie bezcłowej nic się bez boardingu nie kupi.
Wkurzyłam się i po awanturze z prawami jako pasażera, poszłam do znajomego salonika, zostawiając swoje dane w informacji. Tam też byl problem, ale finalnie weszłam, prysznic, zmiana ubrania, kawa i po godzinie przyszedł facet z moim paszportem i bardingiem do Rygi.
Zrezygnowałam z tego lotu i do kraju wracam pociągami.
Nerwy mam w wiórkach.