Kolejnym punktem tej podróży była wizyta u rodziny w Kalifornii i mój 500-y lot.
Z Seattle do Los Angeles, przesiadka i do Sacramento. Powrót przez Seattle do Vancouver. Wszystko za kilkanaście tysięcy mil i… 5 USD opłat lotniskowych. W Stanach fajnie się lata za mile.
Na lotnisku w Seattle pożegnałam się z moimi chłopakami, lecą oni do Las Vegas na te kilka dni rozłąki.
Już wczoraj wiedziałam, że sky team dał mi upgrade do klasy pierwszej na oba loty, to miłe z ich strony.
Podczas lotu do Los Angeles siedział obok mnie pilot. Samolotem kierował oczywiście ktoś inny.
Mój nowy znajomy wracał po pracy do domu. Przez ponad dwie godziny lotu tak się nam świetnie rozmawiało, że podróż minęła błyskawicznie. Jak się można domyślać, tematem głównym były samoloty i Armenia 🙂 sympatyczny młody człowiek z pochodzenia jest Ormianiniem, nie był nigdy w kraju swoich przodków, mam cichą nadzieję, że po naszej rozmowie wkrótce go odwiedzi.
Na lotnisku w Los Angeles pożegnaliśmy się jak starzy znajomi.
Miałam teraz kilka godzin na przesiadkę. Nie chciałam wychodzić na zewnątrz z braku czasu, więc zostałam w strefie odlotów terminala 3. Mnóstwo ludzi, mało udogodnień, skojarzenia z naszym lowcostowym Modlinem.
LAX- jedno z największych lotnisk świata nie przypadło mi do gustu.
Przed boardingiem do Sacramento na płytę wjechał dreamliner LOT.
Czas do samolotu, mój 500y lot, bez żadnych odstępstw, typowy, embrionem 175 🙂 Pierwsza klasa, to może było tylko nietypowe.
Okrągła 500 startów i lądowań.
14.05.2018