Wyjazd do Gruzji na „narty” zakończony. Wprawdzie nart moje nogi nie widziały, ale piękne krajobrazy i owszem.
To druga moja wizyta w Gruzji, tym razem same góry. Tydzień spędziłam z grupą znajomych w malowniczym Gudauri. Rekomendacje i rady Hania bardzo przydały się w organizacji całej podróży. Głównym celem moich towarzyszy było szusowanie po stokach, ale znaleźliśmy też czas na całodniową wycieczkę do Kazbegi, gdzie odwiedziliśmy pięknie położony klasztor i klimatyczny Hotel Rooms ze smaczną kawą.
Jak zawsze powtarzam, nie lubię gór, śniegu, zimna i wysokości, tak w Gudauri czułam się świetnie. Lekki mróz, śnieg i codzienne pokonywanie wysokości przy pomocy wyciągów, sprawiły mi mnóstwo zabawy.
Nie pobiłam żadnych rekordów, nie uprawiałam zimowych sportów ani nawet nie miałam takich ambicji. Zresztą tysiąc warstw zabezpieczających mnie przed domniemanym i nielubianym zimnem, nie dały szybciej się poruszać. Jednak wiele momentów, widoków i doznań wywołało gęsią skórę.
We dnie oni śmigali po zboczach a ja poznawałam knajpki i … wysokogórskie toalety. To wcale nie jest łatwe na 3 tys.metrów, w mrozie i bez wody. Nie ma co się śmiać, fizjologii po kilku kubkach grzanego wina się nie oszuka a rozebrać do rosołu, trzeba.
Wina opiłam się sporo, bardzo je mają smaczne, różnorodne. Tak samo jak jedzenie, które było wielkim plusem całego wyjazdu. Wszystko, co jedliśmy smakowało wybornie. Od serów po warzywa, które w Gruzji nie tylko pachną, ale i mają smak dawno zapomniany. Wielkim plusem były posiłki w naszym Happy Yeti Hostel, nachwalić się nie mogliśmy dzień w dzień. Mają tam dobrego kucharza!
Generalnie wyjazd bardzo udany, wesoły i słoneczny, bo pogodę mieliśmy super. Przeważnie słońce a jak chmury, to sypiące srebrnym śniegiem.
Góry mnie zaskoczyły, pozytywnie…