Noc spędziłam pod gołym niebem, w pokoju było tak gorąco, że nawet pościel patrzyła. Materac, dwa prześcieradła i poduszka, więcej mi do spania nie było konieczne. Chwilę przed świtem obudziły nawoływania mezuina a przyjemny chłód zachęcił do spaceru.


[more]

Jeszcze pustymi uliczkami dotarłam do Ściany Płaczu, gdzie gromadzili się liczni wierni. Stojące czapki z sobolowego futra (sztrajmł), długie pejsy, czarne kapelusze, płaszcze o odkrywające je jasne chusty- to strój męski. Kobiety w spódnicach, białych bluzkach z długim rękawem i z zakrytą głową.

Przed wejściem pyszna kawa i herbatniki, w sam raz na nabranie sił przed wejściem na Górę Oliwną. Trzeba było wspiąć się tysiącem schodów na górę, ale widoki na Wzgórze Świątynne, to wynagrodziły. Dziś okolice słynnej złotej kopuły i meczetu Al Aksa, były opustoszałe. Z nieznanych mi przyczyn, wejście na Wzgórze Świątynne zamknięte z każdej strony.

Generalnie pora na spacer idealna, jeszcze nie gorąco i jeszcze bez tłumów turystów. Akurat na dumanie. Piękny kadr znalazłam wśród cyprysów przy malutkim kościółka Dominus Flevit. U stóp Góry Oliwnej cmentarz żydowski, dość smutny i jednolity. Alejki grobowców z rzuconymi nań kamieniami. Tysiące grobów z widokiem na jedyną zamurowaną bramę, Przebaczenia.

Tędy ma powrócić Bóg do Jerozolimy w dzień Sądu Ostatecznego. Jakom zwykła śmiertelniczka, musiałam wrócić na okrętkę, bez przenikania przez zamurowane bramy.

Doczłapałam się za mury już w okrutnym upale. Znów zamknięta Brama Damasceńska, trzeba nadrobić drogi, noga za nogą, słońce jest bezlitosne.  Policjanci widząc nasze języki do pasa, poczęstowali zimną wodą. Bez wody tu nie idzie żyć. I bez kawy mrożonej.

Pod Ścianą Płaczu już tłumy.

I żar jak na patelni. Dobrze, że w zacienionych uliczkach chłodniej. Falafel, czyli ziemniaki z warzywami i mięskiem w bułce na późne śniadanie.

Trzeba odpocząć, nabrać sił.