Drugi dzień i też niestety nie udało się dotrzeć do zatopionego statku. Wiatr był jeszcze silniejszy.
Popłynęliśmy na sąsiednie wyspy a motorówka fruwała nad falami, wywołując u mnie głośne okrzyki przerażenia. Zodiakalna ryba a boję się szybkich rejsów po wodzie, dziwnie. Wieczorem pogoda się zupełnie popsuła, przyszedł deszcz a chwilę przed zachodem słońca pobliską Isla Pelicano otoczyły dwie tęcze.
Na kolację znów ryba z ryżem i prysznic. Oczywiście ze słonej wody. Spanie z piaskiem plażowym wszędzie na ciele, vo przeciez podloga naszej chatki z patyków jest z piasku plażowego. Wiem, marudzę będąc w raju, ale po kilku dniach zaczynają doskwierać różnice. I raj może się przejeść 😉
Za narzekanie kara musi być, rankiem wiatr jeszcze większy, godzinna podróż motorówką po dużych falach nie należała do przyjemnych. W Carti spokojnie, watr mniejszy i słońce. Jeszcze godzina jazdy przez dżunglę i już łapiemy autobus do Darien w Chepo. Szybkie zakupy słodyczy dla dzieciaków w wiosce i można jechać dalej.