Wszystko się zmienia, w Panamie także. Na trasie z David do Boquete rzadko już jeżdżą moje ulubione Diablo Rojo, czyli czerwone diabły. Przerobione z amerykańskich szkolnych autobusów stare krążowniki szos.
Nówka z klimatyzacją i wygodnymi siedzeniami.Przyjechaliśmy i chwilę potem już byliśmy na plantacji kawy znanej rodziny Ruiz. Elokwentny Indianin z plemienia Ngäbe opowiedział nam o historii rodu oraz wyjaśnił pokazywaniem cały proces wytwarzania kawy. Od ziarenka po degustację, oglądanie plantacji kawy. Byłam w kilku podobnych miejscach a wielu tajników nie znałam. Ziarna kawy mają aż trzy skórki a z pierwszej można przyrządzić pyszną herbatę o nazwie caskara. To nowy produkt powstający przy pierwszej obróbce owoców. Dawniej łupinki trafiały na kompost.
Suszone wiśnie kawowca po zaparzeniu są wyjątkowo słodkie, owocowe i aromatyczne. Podobne są do herbaty o delikatnym smaku suszonych śliwek, rodzynek, jaśminu i wiśni.
Suszone łupinki zawierają antyoksydanty i zawierają kofeinę w ilości porównywalnej z kawą parzoną metodami przelewowymi.
Podczas degustacji próbowaliśmy też najdrożej kawy świata, słynnej Gejszy. Pewnie nasze kubki smakowe są wypaczone ciągłym piciem kawy z wypełniaczami takimi jak kukurydza, ryż czy fasolą. Gejsza nie trafiła w gusta. W Boquete zatrzymaliśmy się w niezbyt trafionym hostelu, znane mi z poprzednich pobytów były zajęte. Usytowanie pierwsza klasa, w samym centrum miasteczka, ale czystość poniżej wszystkich klas. Pół nocy polowaliśmy na wyłażące zewsząd karaluchy wielkości słonia.