Po 35 minutach lotu miękkie lądowanie we Lwowie. Trolejbusem za 5 hrywien (68 groszy) dojechaliśmy do lwowskiego uniwersytetu. Spacerem do hotelu, chwila na zmianę okryć, bo upał że hej.

I rozpoczęliśmy kulinarny spacer po starym Lwowie. Pijana wiśnia, Atlas, Miedovka, itp. Wiśniówka, śmietanówka, cytrynówka, miodówka, chrzanówka… w każdym lokalu jest wyjątkowy trunek wart skosztowania.W międzyczasie kościoły, opera, pchli targ i już trzeba było odpocząć na trawie w cieniu drzew przy Prospekcie Svobody.

Kiedy pierwsze procenty wywietrzały, przyszedł czas na Kryjówkę. Nie dałam rady chrzanówce, ale cytrynowka, miodówka i uzwar wchodziły płynnie. Strzelali wkoło, aż uszy się przytkały, dużo narodu, upał nawet w piwnicy, trzeba było się ewakuować. Dzień zakończyliśmy strudlem z wiśniami a potem na ławeczce deptaka przy kościele, wykończeni jedzeniem i piciem. Męczące jest to odpoczywanie.

Mówiłam Wam, że kocham Lwów?

22.07.2018