„Z rzeczy wiecznych miłość jest tą, która trwa najkrócej „.
Niestety, czar ostatnich miesięcy prysł jak bańka mydlana. Odfrunęły motyle z brzucha i potłukły sie różowe okulary. Może musiał mi na głowę spaść stalowy dekiel, abym zgodnie z prośbami najbliższych, ogarnęła się i oprzytomniała.
Smutno, bo wolałam tamten stan, jak z bajki, na wdechu i endorfinowym haju. Większość wspaniałych doznań, myśli i emocji sama sobie stworzyłam, to był cudowny czas dla mojego umysłu.
Tak sobie myślę teraz, że do ekstazy mało mi potrzeba, że umiem stworzyć sobie sama nierealny świat przeżyć i uniesień, gdzie sen idzie równo z jawą. I dla takiego odpływu warto było 🙂
Minione miesiące i życie na wysokich obrotach zrobiły swoje, jestem zmęczona.
Muszę odpocząć. Głowa ciągle boli.
Ostatnie dni urlopu spędzę nad polskim morzem.
Boli mnie gardło i oczywiście niezmiennie głowa. Gardło od tych kilku mrożonych kaw, którymi się wspomagam. Głowa pewnie od ukraińskiego dekla.
Wczorajszy dzień prawie do wieczora spędziłam na Plaży Stogi. Kiedy było słonecznie, pełno ludzi wkoło. Kiedy po południu przyszły chmury plaża zaświeciła pustkami. Tylko mewy stadami fruwały jak bombowce, szukając resztek zostawionych przez plażowiczów. Niestety, zrobiło sie też chłodno i głodno.
W hostelu awantura, mimo rezerwacji z rana musiałam się przynieść do pokoju 14- osobowego.
Odreagować trzeba, wybrałam niedaleki Pyra Bar. Połączenie placków ziemniaczanych ze śledziem w śmietanie, bardzo udane. Kompot śliwkowy jak domowy. Mnóstwo klientów, miejsce godne polecenia!
Objedzona jak bąk spacerowałam po gdańskiej starówce. Trwał 758 Jarmark Św. Dominika, więc na brukowanych uliczkach pełno kramów i straganów. Tak samo jak i turystów. Deszcz sprawił, że musiałam się schować na kwadrans do Bazyliki Mariackiej. Nawet w deszczu ulica Długa pełna jest ludzi.
Neptun nadal na swoim miejscu. Przy nabrzeżu stylizowane statki, woda w Motławie zielona od rzęsy.
Lubię Gdańsk, ma unikalny klimat.
Cały dzień na plaży. Dziś luksusowo, bo wypożyczyłam łóżko z materacem i leżałam jak królowa. Jeden boczek, drugi, grillowanie na całego. Na leniwo, z ulubioną muzyką w słuchawkach. Nie trzeba z nikim rozmawiać. Pogoda cudna, żadnej chmurki a od morza chłodna bryza. Nawet się kilka razy wykąpałam, woda zdumiewająco ciepła, nie pamiętam, kiedy ostatnio kąpałam się w naszym Bałtyku.
W powrotnej drodze rybka, bo jak być nad morzem i nie zjeść smażonej rybki. Kargulenę pamiętam z dzieciństwa i wczasów z rodzicami.
Wieczorem spotkanie z moimi grupowym kolegami, wspólna kolacja i spacer nocnym uliczkami starówki.
Nocka dość ciężka, w pokoju obok panienki na panieńskim.
Wczorajsze śniadanie w Yuumi było pyszne, więc powtórka.
Na plażę wybrałam się z nową znajomą, Danuśka. I cóż można nowego napisać. Piasek był, wszędzie jak zwykle. Ludzi pełno, jak co dzień. Woda jeszcze cieplejsza.
Na zakończenie plażowania tradycyjne chrupiące gofry z bitą śmietaną i wiśniami. Żyć, nie umierać.
Trwa 758. Jarmark Dominikański i trzeba zrobić kilka zakupów pamiątek dla najbliższych. Wódeczka z płatkami 23 karatowego złota, bursztyny i Neptun.
W trakcie zakupów, kiedy uciekałam przed nagłym deszczem, spotkałam znajomego z Łasku, świat jest mały, ZA mały!
Akurat trwał Bieg św. Dominika, cała ulica Długa zamknięta.
Kolacja w Yuumi, amerykańskie naleśniki z kurczakiem w mascarpone, palce lizać!
Dlaczego nie ma bursztynów na plaży? Jako dziecko bywałam z rodzicami i siostrą latem nad polskim morzem i zawsze najlepszą zabawą było szukanie bursztynowych bryłek wśród wyrzucanych na plażę resztek wodorośli i muszelek.
Razem z siostrą znajdowałyśmy całe garście bursztynów, niektóre kawałki miały kilkanaście centymetrów.
Teraz trzeba mieć szczęście, aby znaleźć okruszek.
Dziś, po blisko trzygodzinnym spacerze brzegiem, zebrałam tylko pięć mikroskopijnych kawałeczków.
Gdzie się podział bursztyn z Bałtyku???
12.08.2018