Kolejny dzień tylko na plaży. Wybrałam moja ulubioną- Rocky Cay. Tylko kilka minut busikiem od San Luis.

Na plaży jak to życie na plaży. Jeden stwierdziły, że nuda. Gapienie się na turkusowy horyzont. Obserwowanie przypływających na obiad grup. Zabawy dzieci, psów. Słuchanie szumu fal na przemian z głośną latynoską muzyką. Bycie spławikiem w wodzie jasnej, ciepłej jak zupa. Wystawianie twarzy i ciała do słońca. Chłonięcie tego klimatu, odprężenie po wczorajszych nerwach.

Podróżując samotnie zazwyczaj nie pozwalam sobie na picie alkoholu w podróży, dziś zrobiłam wyjątek. Smaczna piniacolada idealnie pasowała na deser po smacznym obiedzie.

Ceny na San Andres nie są jakieś wygórowane. Jest to Strefa bezcłowa i Kolumbijczycy tłumnie tu przylatują na zakupy kosmetyków, sprzętu elektronicznego i ubrań. Mnie zazwyczaj bardzo kusi shopping, jednak nie mam nawet odrobiny miejsca w podręcznym bagażu, z którym podróżuję od blisko miesiąca.

Ten przylot, to tylko plaża, woda i słońce. Tak mi się zeszło do wieczora pod palmami, że do pensjonatu South Beauty wróciłam przed zmrokiem. Sporo czasu zajęło mi ściąganie swojego prania z wysokiego płotu sąsiada.

Rano pożegnanie z bardzo sympatyczną właścicielką i … chyba spróbuję wrócić na San Andres. Po raz trzeci, pilnując telefonu, paszportu i pieniędzy. Jak to mówią, do trzech razy sztuka.

Wyspa San Andres jest świetnym miejscem na urlop. Oddalona od Kolumbii o godzinę podróży samolotem, tanie bilety, rozbudowana baza noclegowa. Każdy znajdzie coś dla siebie. Wyspa ma piękne plaże, ciepła wodę i cudne siedem odcieni tej wody. Taki pokarm dla oczu i duszy. Przyleciałam tu tylko na dwa dni, z czego jedne straciłam na szukanie paszportu. Było jednak warto, to są właśnie moje klimaty, plażowe.

Nie piękne wysokie góry, dżungle a właśnie słoneczne plaże z palmami kokosowymi i ciepłą jasną wodą.

Powrót do Panamy już nie biznesem, skończyły się luksusy. Liniami Latam do Medellin, gdzie miałam aż 7 godzin do następnego lotu. Gdyby nie ciężki bagaż, którego na lotnisku nie ma gdzie zostawić, pojechałabym na chwilę do miasta.

Bardzo lubię Medellin, pełne malunków, Escobara i z rewelacyjnym położeniem. Następnym razem.Teraz nie ma możliwości. Lot liniami wingo do Panama City już w nocy. Przy starcie trochę groźne widoki z mojego ostatniego okna. Z każdej strony błyskawice, ciemne chmury, strach. Jednak piloci znają się na swojej robocie, sprawnie skręcali raz w prawo, raz w lewo i do Panamy dolecieliśmy spokojnie.

Przed wejściem do kanału panamskiego coraz więcej statków czeka na wejście. Podczas pandemii było ich znacznie mniej. Teraz świecą w nocy jak gwiazdy, przy skrętach samolotu nie wiem, czy jest to wida czy niebo z gwiazdami.

Lubię wracać do Panama City, zawsze uśmiecha mi się buzia na widok pięknej panoramy miasta przy lądowaniu. Panama może nie jest tak barwna jak Boliwia, tak różnorodna jak Kolumbia, ale jest moja.

Do hotelu dotarłam po dwóch godzinach od wylądowania, tym razem wybrałam najtańszą i najdłuższą wersję dojazdu- autobusami. Koszt 50 centów, jedna przesiadka, podróż trochę ponad godzinę.