Podczas lotu z Warszawy do Paryża był silny wiatr w zadek i samolot wylądował aż pół godziny przed czasem. Dla mnie to żadna pociecha, bo miałam zaplanowaną nockę na lotnisku.
O naiwna, myśląc, że duże lotnisko, to duże możliwości, spędziłam sporo czasu na szukaniu miejsca na sen. Niestety nie można było wejść poza strefę security, na odloty i tym samym kwestia bezpiecznego zamknięcia oczu była dyskusyjna. Kręcili się dziwni ludzie, z całym dobytkiem zapakowanym w reklamówki zawieszone na wózkach lotniskowych.
Miejsca na wyciągnięcie też nie znalazlam, wszystkie krzesła miały dzielące je oparcia. Po kilku godzinach i wyszukanych pozycjach moje ciało było w kształcie lotosu. Jeszcze teraz czuję w brzuchu wpijające się oparcie krzesła.
O piątej można było już przejść security, znalazłam jakiś mały, niski fotel i tam głowa opadła na godzinę. Kiedy zrobiło się zupełnie jasno można było udać się do saloniku Air Canada na śniadanie. Ino jeść mi się nadal nie chce.
Samolot lecący z Canady do Paryża wyleciał dwie godziny po czasie, już nasz rejs zapowiadają jako opóźniony o godzinę. Będzie stres, bo w Toronto zostaje mało czasu na przesiadkę.
Nie mam serca do tej podróży, myślami jestem tam, gdzie On został.

8.05.2018