Daleko, na samym końcu świata leży mała wyspa. Znalezienie jej na mapie jest trudne, tak samo jak i dotarcie. Wyspa Wielkanocna, to najbardziej samotny skrawek lądu, na którym byłam. Wietrzna i prawdziwie odosobniona.
To jedno z miejsc, do których każdy podróżnik chce dotrzeć. To także miejsce, które wywiera na wielu skrajne wrażenia. Tak też było i ze mną. Rapa Nui ciągnęła i kusiła. Mówiłam o niej już wiele lat temu, kiedy rozpoczynałam swoje przygody z mapą.
Mimo, że dane było mi ją oglądać w strugach deszczu, przeplatanych ciężkim chmurnym niebem, mocno utkwił mi ten czas w pamięci. Warto było.
Administracyjnie należy do Chile, jednak charakterem bliżej jej do Polinezji.Jednak mało tam wesołości. Wszędzie czuć spojrzenie smutnych kamiennych posągów, co mają złowieszczo zaciśnięte usta. Mimo swojej grozy są smutne. Wiele z moai leży twarzą do ziemi. Żal mi ich.
Koniec świata ma tam swój wymiar, czuć to przy każdym czarnym moai. Jest jakaś magia, tajemnica, niedopowiedzenie i mroczność. Coś, co zastanawia. Jedno z piękniejszych miejsc, jakie widziałam. Uduchowione.
O Wyspie Wielkanocnej można mówić i opowiadać wiele. Tylu, ilu odwiedzających, tyle doznań.
Mnie ona porwała i uwiodła.