Cały wieczór i noc jechałam pociągiem z Sofii do Bukaresztu. W czasie podróży wzięłam udział w przedstawieniu. Główną rolę odegrało wagonowe okno, dzięki któremu ta noc była piękna.
Akt pierwszy, to widowisko z górskimi krajobrazami, zachodzące słońce i góry w różnych kolorach i kształtach. Wystające skały z zielonej trawy pastwisk ukośnie, prosto lub w klębkach. I tunele, które zmieniały dekorację za oknem.
Potem poszarzało i góry przybrały posępne oblicze. Granatowe niebo co chwilę rozbłyskało burzą.
Leżałam wygodnie na pociągowym łóżku i gapiłam w wielkie okno.
Kiedy niebo nie było zagłuszane światłami mijanych miasteczek i wsi, miałam przed oczami gwiezdny kalejdoskop. Pociąg wił się po górskich serpentynach a niebo było ruchome jak w planetarium. Szerokokątny widok rozmazywały tylko światła. Czerwone, zielone, żółte i białe, które zostawiały jeszcze długo linię, ślad… wzrok nie nadążał z rejestracją, tego, co tworzyła szybka jazda.
Wtedy zamykałam oczy, może spałam, gwiezdny kalejdoskop jednak pod powiekami nadal widziałam. Gra cieni i świateł dopełniona wyobraźnią.
Otwierałam oczy i przedstawienie trwało… kilkanaście godzin na skraju jawy, snu i nieba 🙂