Ta rzeka ma wielki potencjał. Dzięki jej wodom i dobremu systemowi nawadniania, pobliskie pola są dostawcą pożywienia nie tylko dla okolicznych mieszkańców. Codziennie rano Cai Rang w Can Tho odbywa się wodny targ, gdzie hurtowe ilości warzyw i owoców można korzystnie sprzedać czy wymienić na potrzebny towar.

[more]

Na wysokich tyczkach zawieszony jest znak rozpoznawczy, dający wskazówkę, co na danej łodzi się znajduje do sprzedaży.

Transakcje odbywają się wprost z łodzi, starej, spróchniałej i przeciekającej, ale nadal pływającej. Wypełnione po brzegi ananasami, różnymi gatunkami mango czy śmierdzącymi z  daleka durianami tworzą barwne i ciekawe widowisko.

Garstka turystów w długiej łodzi powoli przepływa między połączonymi ze sobą innymi łódkami. Co chwilę podpływa malutka łupinka a w niej uśmiechnięta kobieta oferująca gorącą kawę, zupę czy smaczne owoce. Tu można kupić wszystko, co daje Mekong.

W środku tej plątaniny łodzi, łódek i łupinek handlują owocami, z prawej są warzywa a po bokach można korzystnie zaopatrzyć się w deski, bale i drewno do kuchni. Handel kwitnie, wszędzie widać ruch, każdy chce zdążyć przed narastającym upałem. Towary sprawnie i szybko zmieniają swoje położenie, z jednej przechylonej łodzi, na drugą. Jak komuś zabraknie paliwa do łodzi, pływająca stacja benzynowa zacumowała tuż obok.

Podobny handel odbywa się na pobliskim brzegu, gdzie pod prowizorycznymi daszkami oprócz przedziwnych ryb, rzecznych żyjątek można kupić ubrania, środki chemiczne i zabawki.

Kolorowo, gwarnie i egzotycznie.

Nie mogę tylko patrzeć na ucinane nożyczkami łapy żywej ropuchy. To nic, ze brzydka, cierpi. Zabijają ją dopiero po obdarciu ze skóry, wszystko szybko, bo klient czeka.