Znów kłopoty… ma się ten dar, co nie? Jadąc marszrutką z lotniska w Osz, zobaczyłam na łące gromadę wielkich samolotów. Szybka decyzja i wzbudzając zainteresowanie nagłą zmianą planów wśród pasażerów, szybko wysiadłam.


[more]

Zasieki i drut kolczasty po bokach, jednak pełno było w tym ogrodzeniu ścieżek, które chyba wydeptali miejscowi- na lotnisko też można było swobodnie wejść od strony tego cmentarza. Był to cmentarz tupolewów, starych iłuszynów, antków

Łaziłam między olbrzymami i zadzierałam głowę- biedne wysłużone majestatyczne samoloty, aż się płakać chciało. W czasach swojej świetności musiały wzbudzać podziw, teraz w ich zakamarkach ptaki wiły sobie gniazda. Wszędzie walały się metalowe kawałki, rozprute środki, zwisające kable, wielkie zardzewiałe silniki… takie pokaleczone i uziemione samoloty a czułam przed nimi respekt.

Smutny widok.. po dłuższym czasie spacerowania, gadania do poczciwych staruszków, dotarłam do rzędu, gdzie stały umarłe dwupłatowe antki. Zwisały z nich strzępy materiału, straszyły czarne puste okna i wnętrza kokpitów jak z jakiegoś horroru. Zaglądałam do środka, wchodziłam do wnętrz… jakie emocje przeżywali tu ludzie, którzy latali wiele lat temu? Czy się bali lotu? O czym rozmawiali?

Między antkami rosły białe malwy, na każdym cmentarzu są kwiaty…

Smutno… bardzo :-((

Dotarłam do antków bez skrzydeł i pracujących przy jednym z nich ludzi. Stare maszyny w znaczeniach aeroflotu remontowali na samoloty do oprysków chemicznych. Chętnie opowiedzieli mi o swojej pracy, co chwilę uśmiechając się złotymi zębami. Posiedziałam z nimi, pogadaliśmy o samolotach…. potem po kilku kwadransach przyjechała milicja i musiałam z nimi jechać.

Znów pomogła wersja- blond nauczycielka na wakacjach. Smutno jakoś mi po tym, co zobaczyłam…