Tak, tak, to prawda. Wybrałam się na urlop drogą lądową, nie lotniczą. 2200 km od domu, busem, z ekipą kumelską pojechaliśmy do Albanii. Z przystankami i noclegami po drodze. Pierwszy w Hajduszoboszlo na Węgrzech i cały dzień na basenach. Puszne jedzonko, pikntnie i tłusto. Flaki w wersji bez zupy, mniaaam. No i skwarki, skwarki, wszędzie.
Potem nierówne węgierskie drogi, granica z długim postojem, opuściliśmy Unię. Drogi lepsze, ale kilometry robią swoje, nocka za Belgradem.
Najdłuższy odcinek z Serbii, przez Macedonię i całą Albanię. Zjazd przez góry serpentynami już ciemną nocą. Po 15 godzinnym ostatanim odcinku dojechaliśmy do Ksamil.
Teraz w planie opiekanie z każdej strony, kolorowe drinki, południowe owoce i lenistwo na maksa.