Do późna w nocy Enrique pokazywał mi Curacao. Knajpki, centrum rozrywkowe na plaży, sklepy.


Od rana przy basenie, mimo kremu z filtrem 50 po kilkunastu minutach już skóra piecze. Nie dziwne, wyspa leży niedaleko równika. Klimat zdecydowanie suchy, podobna temperatura ok. 27 stopni przez cały rok, mało opadów. Z roślinności, to w oczy rzucają się głównie kaktusy. Sporo krzykliwych papug, widziałam gniazda wikłaczy oraz niebieskie gołąbki.
Przy basenie wygrzewał się blisko 1,5 metrowy legwan o złym wzroku.
Siedząc po południu na trasie usłyszałam w pewnym momencie rozpaczliwe wołanie małego chłopca.
Mamo… mamoooo! W głosie dziecka był strach. Wyobraziłam sobie od razu, że pewnie gdzieś na płocie zawisł i potrzebuje pomocy. Jednak w miejscu, z którego dochodziło wołanie nikogo nie było.

Wróciłam na taras. I ponownie krzyk dziecka. Tak kilka razy aż się zaczaiłam za rogiem.
Sąsiad w klatce ma dużą papugę, która przy ludziach milczy. Za to będąc sama odstawia niezłe numery.
Za winkla wyglądam a to ta wielka papuga tak krzyczy ludzkim głosem. Niezła zmyłka.