Dwadzieścia godzin w Baku na lotnisku w strefie tranzytowej zlecialo bardzo szybko. Wyspałam się, odpoczęłam i leniwie spędziłam czas. Lot do Teheranu trwał tylko godzinę, więc jak błyskawica byłam już w Iranie.

 

[more]

Na wstępie poznał mnie pan od ubezpieczeń i nie było konieczności kupna polisy za 15 usd. W oczekiwaniu na wlepkę wizy siedzieliśmy obok okienka, podszedł do naszej grupy jeden z sekuritasów i wręczył mi… lody szafranowe – witaj w Iranie, też mnie poznał. Było to miłe i zaskakujące 🙂

Potem ekipa się podzieliła. Jeden wrócił po dwóch dniach pobytu w Iranie do kraju. Reszta moich chłopaków została w Teheranie a ja..zamiast do planowanego Qom, pojechałam na północ, w kierunku Amol.

Na początku, perspektywa spędzenia czterech godzin w aucie, wcale mi się nie spodobała, kombinowałam, jak zostać. Na szczęście się nie udało i nad ranem dotarłam do Mahmucostam nad samym Morzem Kaspijskim.

Rozjaśniało się, kiedy padłam do łóżka. Dziś od rana na plaży, zimno, ale słońce świeciło. Obserwowałam rybaków, którzy traktorem wyciągali z morza sieci z rybami. Potem jazda przez góry pełne śniegu aż po dachy domów. Piękne góry, takie z różowymi czubkami i białymi śnieżnymi zboczami.

Po drodze mijałam wsie, specjalizujące się w jednym produkcie. Było miejsce, gdzie w pięknych butelkach sprzedawali dough, mój ulubiony mleczny napój irański.

Było miasteczko z ciastkami i różnego rodzaju dżemami.

Kto to próbował marmolady z rzepy białej, marchwi czy cytryn?

Oczywiście, że ja! Aromatyczne, pachnące i smaczne.

Teraz wjeżdżam do Teheranu, kolacja na mieście i na dworzec. O 22.30 mam pociąg do Esfahanu.