Okradziono mnie. I nie był to żaden Peruwiańczyk, ale osoba, z którą podróżowałam. Nie chodzi już o pieniądze, które najprawdopodobniej ginęły mi codziennie, a o stres związany z sytuacją. Na szczęście moi Przyjaciele nie dali mi długo się martwić – DZIĘKUJĘ!

Chcąc zapomnieć o nieprzyjemnych chwilach pokażę Wam zdjęcia z mojego pobytu na pływających wyspach Uros na Jeziorze Titicaca. Z powodu choroby wysokościowej prawie wtedy umarłam, stąd zdjęć niewiele. Większość czasu przeleżałam w łodzi, zastanawiając się, czy powiedzenie” głowa mi pęka”, może okazać się prawdziwe.

[more]

 Pływających wysepek na jeziorze jest ok. 65. Grube na cztery metry ciągle muszą być odnawiane, bo dolne warstwy gniją. Zbudowane są z trzciny totora, której zasoby na płyciznach Titicaca wydają się nieprzebrane. Z trzciny, potomkowie tej starej kultury preinkaskiej, robią domy, łodzie i pamiątki dla turystów. Miękkie elementy rośliny są jadalne.

Indianie z wysp Uros są wolni, ich wysp nie ma na mapach, nie mają miejsca zameldowania, żyją prawie jak ich przodkowie. Prawie, bo nauczyli się korzystać ze zdobyczy cywilizacji. Na niektórych wysepkach jest prąd z baterii słonecznych. Jest też szkoła, do której uczniowie sami dopływają rankiem na lekcje. Oczywiście łodziami z trzciny.

Każda z wysp ma swojego prezydenta wybieranego zazwyczaj na rok. Jest on swoistym nadzorcą mini państwa. Nie ma policji. Wsypy połączone są ze sobą, ale kiedy komuś nie spodoba się towarzystwo, zawsze może … odpłynąć wraz ze swoim domem. Ogranicza go tylko powierzchnia jeziora, które jest najwyżej położonym jeziorem żeglownym na ziemi (3821 m. n. p. m.). Jego powierzchnia to ponad 8 tys. m2.

Mieszkańcy wysp żyją spokojnie na swoich pływających enklawach. Na wyspach żyją wraz z ludźmi ich zwierzęta. Widziałam psy, koty, kury i świnki morskie, które w tym regionie świata nie są zwierzątkami do towarzystwa a daniem obiadowym.

Indianie Uro przyjmują turystów, zazwyczaj przypływających z najbliżej położonego na stałym lądzie miasta Puno. Na co dzień zajmują się rękodziełem, które albo sprzedadzą turystom, albo wymienią na potrzebne produkty podczas wizyty w Puno.

Ich stroje są w soczystych kolorach, wygodne i miękkie. Podczas wizyty miałam okazję się ubrać w tradycyjny strój kobiecy. Nawet pompony do włosów dostałam.