Walizki nadal krążą po świecie linią Turkish a ja pomykam w jednych spodniach.
Rozmiary foczego ciała nie nadają się na szybkie zakupy, do tego potrzeba czasu, którego zwyczajnie szkoda. Zakładając, że dam radę ruszyłyśmy na Isla Grande. Zakupy na dworcu w Colon moich ulubionych smażonych wątróbek, żołądków i mimo diety, skwarek. Była też chwila w sklepie odzieżowym, gdzie ze szczęściem w oczach dorwałam jakieś wielkie męskie brązowe kalesony, które obcięlam potem na najwygodniejsze podróżne rybaczki.
Nie zdążyłyśmy na przedpołudniowey autobus, więc z przesiadką wylądowałyśmy na dwie godziny w Portobelo.
Tam szybka wizyta w biało- fioletowym kościółku z czarnym Jezusem, sesja przy kolonialnym skarbcu i forcie.
Na Isla dotarłyśmy późnym popołudniem i szybko w nowiutkie kostiumy i na plażę. Mój nowy kostium ma właściwości gorsetu, zmniejsza biust o 100 rozmiarów. Przez covida nieczynne są sklepowe przymierzalnie i to takie kupowanie w ciemno.
Na plaży miałyśmy tylko pół godziny do jej zamknięcia, takie obostrzenia covidowe.