Niedaleko Paracas, na południe od Limy leżą Wyspy Ballestas. To takie Galapagos w pigułce. Wyspy wraz z Półwyspem Paracas tworzą park narodowy. Już porcie można obserwować wielkie pelikany siedzące na rybackich łodziach. Niedaleko baraszkują delfiny.

[more]

Samo Paracas jest senną mieściną, punktem wypadowym na pobliskie wyspy i urwiste pustynne wybrzeża parku narodowego. Jest port z kolorowymi łódkami i siedzącymi na linach kormoranami.

Niby senna mieścina a podczas mojego pływania między wyspami Ballestas rozegrała się pod oknami hotelu regularna bitwa policji z dwoma zwaśnionymi o ziemię rodami. Podobno kule świstały, lała się krew. A ja w tym czasie na szczęście podziwiałam wrzaskliwe głuptaki i opasłe lwy morskie.

Co rano z portu, wypływają licznie 32- osobowe szybkie łodzie z turystami.  Zimne wody Pacyfiku sprawiają, że mimo upału zimny wiatr przeszywa do kości. Atrakcją wycieczki na wyspy  jest po drodze wielki tajemniczy rysunek na skale w kształcie kandelabra. Przypomina on te słynne z Nazca.

Następnym przystankiem będą już wyspy pełne ptactwa i zwierząt morskich. Z daleka już słychać ich wrzask. Siedzą tysiącami na stromych zboczach wysp i wysepek. Można podglądać tu mewy, głuptaki, kormorany, pingwiny Humboldta i flamingi. Plażę zajęła cała kolonia lwów morskich.