Weekendowa podróż z Krakowa na Sycylię od początku była obciążona stresem, że nie dolecimy do słońca. Pociąg z powodu mrozu i zerwania sieci trakcyjnej był na wstępie opóźniony o przeszło godzinę. Im bliżej Krakowa, tym więcej było wkoło śniegu.
Zimowe Sukiennice mają wielki urok, nawet jak z nieba padają wielkie płatki białego puchu a pod nogami breja śniegowo lodowa. Tylko ta wedlowska czekolada w płynnej i stałej postaci mocno zaslodziła wieczór. Bagaże zostawiłyśmy w skrytce na dworcu kolejowym, ale do hotelu już z całym rynsztunkiem. Trochę się gubiłam w tramwajach, autobusach i finalnie zamiast do pensjonatu pod Balicami dotarłyśmy na krakowskie lotnisko.
Pogoda była niepokojąca, kilka przylotów już odwołano a śnieg padał i ciągle padał. W końcu uberem z lotniska dojechaliśmy do naszej uroczej kwatery. Już w nocy okazało się, że lot samolotu, którym miałyśmy lecieć do Katanii został odwolany.
Dwie godziny snu i na lotnisko. Wizzair zmienił na szczęście samolot i z godzinnym opóźnieniem, ale udało się wylecieć z zaśnieżonego Krakowa.
W Katanii ciepło, dwadzieścia stopni z pełnym słońcem.