Na wzgórze świątynne wielka kolejka od samego rana, ale bardzo chciałam pokazać to miejsce reszcie ekipy. Pogoda rewelacyjna, ciepło, słońce i niebieskie niebo. Udało nam się je tylko obejść dookoła i już wyganiali, aby się pomodlić.

To my na kawkę, chyba najlepszą w starej Jerozolimie, w alejce niedaleko hostelu. Ostatnie zakupy: plecak ze skóry wielbłąda, miękkie ciżemki, orzeszki na wagę, różne chałwy i przyprawy.
Do Jerycho piękna droga z widokiem na rzekę Jordan. Samo miasteczko pamiętałam z walk sprzed dwóch lat. Teraz było spokojnie. Kierowca busa wysadził nas na rondzie i dalej pod górkę dk hostelu Sama.
Do centrum miasteczka pojechaliśmy po szybkim odświeżeniu. Kolacja z obiadem a na deser tutejsze owoce. Banany, mandarynki, z których bardzo dumny był wiozący nas z hostelu kierowca. Ino te banany nie są za smaczne, ani słodkie. No cóż, każda sroczka swój ogon chwali.
W Jerychu mieszka wielu chrześcijan, co widać po dekoracjach świątecznych na ulicy. Odwiedziliśmy nawet kościółek, przed którym ustawiono stajenkę.