28 °C i słońce- takie połączenie lubię. Cały dzień cieplutko. Zwiedzanie od cienia do cienia.

Roślinności i skwerków w Katanii nie ma za dużo. Za to zabytków, kościołów na jeden metr kwadratowy wiele.
Skusiłam się na cycka Agaty, tradycyjne ciastko sycylijskie. Bardzo słodkie, nie dałam rady zjeść lukrowanej skorupki. Kubek gorzkiej kawy zniwelował słodycz.
Uśmiech i komplementy z ust przystojnego cukiernika, w gratisie.
Spacerkiem po ulicy via Crociferi, wpisanej na listę światowego dziedzictwa UNESCO trafiłam do kościoła Św. Benedykta. Byłam jedynym zwiedzającym, mogłam w ciszy podziwiać misterne zdobienia sufitu. Na jednym z malowidłeł była Św. Agata podczas tortur.
Przy Piazza Dante i kościele św. Mikołaja, największym na Sycylii, zrobiłam sobie dłuższą przerwę. Miejscowi w najgorętsze godziny dnia też mają siestę.
Wracając do hostelu zaliczyłam ławeczkę na Piazza Stesicoro, gdzie można podziwiać ruiny jednego z najstarszych zabytków w mieście – starożytnego rzymskiego amfiteatru.
Po drugiej stronie ulicy via Etnea stoi dumny pomnik Vincenzo Belliniego.
Po południu Etna odsłoniła swoje oblicze, więc wieczor spędziłam na tarasie hostelowym, nad szklanką pysznej lemoniady chinotto, patrząc jak wyrzuca z wierzchołka białe chmury. Wulkan Etna, to kolejna pozycja z listy światowego dziedzictwa UNESCO, a obszary wkoło są chronione przez znajdujący się tam park regionalny. To również najwyższy i największy stożek wulkaniczny w Europie, a także drugi najbardziej aktywny wulkan na świecie.
W tym roku pokazał już kilka razy swoje groźne oblicze, wyrzucając strumienie ognistej lawy. Dziś tylko dymił.

Katania, to taka perełka wśród odwiedzonych przeze mnie europejskich miast. Ujęła mnie swoim pięknem i klimatem. Była to pierwsza, ale nie ostatnia wizyta w tym ślicznym zakątku Sycylii.