Chora na święcie Holi
kłopoty ze zdrowiem
kłopoty ze zdrowiem
Ta podróż miała być lekiem na problemy z sercem, ucieczką przed przygnębieniem i zimnem. Wsiadasz do samolotu w Warszawie i po sześciu godzinach lotu wysiadasz w stolicy Indii. Nie trzeba przy tym za bardzo myśleć, można iść za tłumem, jak automat, robiąc to co zawsze.
W Indiach widziałam dziko żyjące słonie, mnóstwo małp, upasione myszy pociągowe i wszechobecne na ulicach święte krowy. W Parku Narodowym Bandipur przy odrobinie szczęścia i wytrwałości można upolować aparatem fotograficznym tygrysa bengalskiego.
W drodze do Sravanabelagola mijaliśmy uprawy ryżu, pracujących przy zbiorach ludzi. Na wzgórzu Vindhyagiri po pokonaniu rozgrzanych kamiennych 314 schodów stał 18 metrowy posąg dżinijskiego bóstwa - Gomateśwary wykonany w monolitycznej granitowej skale.
Chyba jeszcze nigdzie podczas swoich podróży nie widziałam tylu oczu. Wszędzie w autobusach i na ulicach miast tłok, ruch, tłumy. Kobiety ubierają się w kolorowe szaty, we włosy wpinają pachnące kwiaty. W większości są uśmiechnięci i przyjaźnie nastawieni do białasow.