Podczas wizyty w Iraku pojechałam do Makhmur, wioski niedaleko Mosulu, wyzwolonej kilka dni wcześniej z rąk ISIS przez Peszmergów. Był tu punkt pomocy dla uchodźców, którzy uciekli w okupowanych terenów.

 

[more]

Ludzie, którzy tu przychodzili potrzebowali pomocy- pomocy lekarskiej, wody, jedzenia. Niektórzy od kilku dni szli w skrajnie niesprzyjających warunkach- w upale w dzień i w chłodzie w nocy. Opowiadali mi, że z braku wody myli się piaskiem, racjonowali wodę. Wśród nich było wiele dzieci i starszych osób, które niesione musiały być na noszach.

Widziałam cierpienie tych ludzi, ból w oczach mężczyzny, któremu mina urwała stopę, innego, który był ciężko chory. Strach w wielkich smutnych oczach dzieci zjadających herbatniki i spontaniczne rzucenie się w ramiona chłopca, któremu dałam cukierka. W pewnym momencie nie mogłam już i ja powstrzymać łez na obraz takich tragedii ludzkich, odeszłam na bok na kilka minut, aby uspokoić rozdygotane dłonie.

Rozmawiałam z jedną grup uchodźców kilkanaście minut po ich przybyciu do punktu pomocy. Płacząc opowiadali o piekle, które przeżyli na terenach opanowanych przez daesh (ISIS), o śmierci bliskich, o okrucieństwach, które ich spotkały. Bardzo się cieszyli, że są już bezpieczni.

W ciągu godziny wszyscy zostali zbadani przez lekarza, dostali leki, jedzenie i wodę. Mogli się umyć i odpocząć.

Do punktu, co kilka minut przyjeżdżali też ludzie, który wracali do swoich wiosek- sprawdzonych i oczyszczonych z min przez Peszmergów. Inni decydowali się na pozostanie w obozach dla uchodźców. Często jedynym dobytkiem takich osób były materace, koce i rzeczy osobiste. Dziennie przewijało się przez Makhmur kilkaset osób, jednak większa fala uciekających pojawi się pewnie w czasie głównego szturmu na Mosul.

Kiedy odjeżdżałam, do punktu w Makhmur przyjechało kilka autokarów z kobietami i dziećmi z jednej z wyzwolonych przez Peszmergów wiosek.