Na Lofoty jechałam z nadzieją zobaczenia czegoś wyjątkowego i kolejny raz moja rybia intuicja dobrze mi podszeptała. Sam fakt, że tu na północy słońce nie spało było dla mnie, jako osoby bojącej się ciemności wielką zaletą. Do tego krajobrazy jak z filmowych kadrów o królach, smokach i wikingach sprawiły, że te wyspy wywarły na mnie ogromne wrażenie.
[more]
Podczas przejazdów kiedy nie robiłam zdjęć, siedziałam z nosem przyklejonym do szyby z otwartą buzią i gapiłam się na te poszarpane góry i mieszankę barw, światła i faktur jak na obrazy najsłynniejszych artystów. Mając wolne zaciągnęłam się powietrzem. Zimnym i takim na całe płuca.
No i te setki zdjęć. Tu poczyniłam chyba najwięcej zdjęć, aparat momentami się buntował. Gdyby tak w oczach mieć możliwość zapisywania tego, co się widzi….
Świetnie wszystko się układało- zimna jasna woda, soczysta zieleń łąk i zboczy zwichrowanych gór, czerwone łagodne i proste chatki i błękit słonecznego nieba. Ktoś musiał mieć dobry humor malując te widoki.
Dobrze, że Lofoty leżą prawie na końcu świata, nie są zadeptane przez masową turystykę, są ciche i ukryte dla wybranych. Spędziłam tam kilka dni, prawdziwy miód ze szczyptą chili dla oczu i duszy.