Sulaymaniyah. W Iraku jest wojna. Kurdystan, to autonomiczny region, gdzie jest spokojnie. To dla uspokojenia moich znajomych, którzy pytają mnie, o kwestie bezpieczeństwa.
[more]
Rano po pysznej zupie z wielkiego gara pojechałam do Arbat, gdzie mieszczą się obozy dla uchodźców z terenów zajętych przez państwo islamskie (DAESH). Odwiedziłam jeden z nich- Ashti Camp.
Wbrew moim wyobrażeniom, uchodźcy mają tam bardzo dobre warunki do życia. Jest szkoła podstawowa, przedszkole, gimnazjum i szpital. Ludzie mieszkają wprawdzie w namiotach, ale są one porządne i przestronne. Obóz finansuje rząd kurdyjski przy pomocy finansowej różnych krajów.
Każda rodzina ma kilka namiotów, dostęp do bieżącej wody, toalety i elektryczność. Po wizycie w szkole, gdzie obserwowałam lekcję w pierwszej klasie żeńskiej, zostałam zaproszona na obiad do jednej z rodzin.
Rozmawiałam z kobietami i mężczyznami o ich ucieczce przed Daesh i życiu w obozie. Tam zostawili duży dom, farmę i hektary pól uprawnych. Tu mają na 21 osób cztery namioty i kilka metrów przestrzeni życiowej. Ale są szczęśliwi, że żyją i mogą w cywilizowanych warunkach czekać na koniec wojny.
Kilku z mężczyzn pracuje w pobliskim Arbat.
Na koniec wizyty był obiad. W życiu nie jadłam tak dobrej ryby!
Spędziłam w obozie kilka godzin, ale czas jak zwykle był zbyt szybki i musiałam jechać do Erbilu.
Po drodze ciekawostka, która pokazał mi kierowca- płonąca woda! Tak, woda może płonąć 🙂 przy Chamchamkal od kilku miesięcy jest źródło płonącego gazu i bulgoczącej wody.
Niesamowite miejsce.
Po trzech godzinach dojechałam do Erbilu, który pierwszy raz odwiedziłam trzy miesiące temu.
Zmęczona padłam jednak jak mucha przy pierwszym kontakcie z podłogą.