Wahałam się, czy lecieć w kolejną podróż. Sytuacja na Ukrainie zmieniła życie. Jednak, aby zachować chociaż namiastkę normalności zdecydowałam się wyruszyć. Z jednej strony myśli, że mogę zrobić więcej na miejscu a z drugiej, w głowie już brakuje miejsca na wiadomości, reportaże i opowiadania z wojny. Muszę się zresetować.
Pod 2 godzinach lotu z Warszawy, mając z lewej strony starszą panią, która kilka dni temu uciekła z Charkowa. Jej oczy były koloru różowego, od płaczu. Zmęczona i słaba ucieczką z wojny a miała przed sobą noc na lotnisku w Stambule i rano lot długi do San Francisco. I miała jeszcze siłę opowiadać, to co przeżyła w Charkowie. Niewyobrażalny strach, o życie swoich bliskich, siebie i ukochanego pieska. Płakałam razem z nią prawie cały lot do Stambułu.
Po drugiej stronie siedziała młoda dziewczyna z Kijowa, świeżo po ślubie, jechała do dzieci które są z babcią w Baku. Ona też walczyła, ale nie wytrzymywała psychicznie widoku śmierci, bólu i cierpnia. W Kijowie został walczyć jej mąż i brat, ojciec zginął w pierwszych walkach.
Takich historii w samolocie, Warszawy do Stambułu można by spisać wiele. Większość stanowiły ukraińskie kobiety z dziećmi lub staruszkowie.
Stewardesy były wyjątkowo miłe i uczynne. Jakiś taki klimat życzliwości krążył.
W Stambule kilka godzin nocnej przesiadki i kolejny lot do Bogoty, to 13 godzin. Częste podróżowanie turkiszem na tej samej trasie sprawiło, że mam znajomych także wśród stewardów i stewardes. Dzięki temu podróż spędziłam na leżąco, mając kilka foteli tylko dla siebie.
Potem 2 godziny w samolocie w Bogocie i godzinny lot do Panama City.
Przyleciałam do Panamy. Chyba gdzieś po drodze zgubiłam czwartek.
Tak więc robię swoje, mając na uwadze to, co dzieje się u naszych sąsiadów.