Lubie podróże małe i duże, lubię fizyczne przemieszczanie się w przestrzeni, także takie nietypowe. Lubię nowe doznania, doświadczenia. Takim innym doznaniem był cały jeden dzień, który spędziłam w większości w wielkiej śmieciarce. Nie w środku kontenera, oczywiście, ale siedząc i obijając się na skajowej ławeczce za kierowcą olbrzymiego volvo.

[more]

Odwiedziliśmy wsie położone na skraju województwa mazowieckiego, zagubione wśród lasów i piaskowych pól. Ludzie czasami wołają za nimi: „śmieciarze, brudasy”. Pracują ciężko, w smrodzie i brudzie, ale nie narzekają… Żadna praca nie hańbi, ale zapewne niewielu z nas chciałoby pracować przy zbieraniu śmieci. „Śmieciarzami” chcą zostać tylko niektóre przedszkolaki (w szkole już się do tego nie przyznają). Często o tej pracy mówi się lekceważąco i pogardliwie. Chcąc poznać jej charakter towarzyszyłam przez cały dzień jednej z ekip z ostrołęckiego MPK.

Wóz z wielkim młynkiem

 

Kierowca – rozmowny, sympatyczny Mariusz i pomocnik kierowcy – małomówny i skryty Dariusz. Wyjazd wczesnym rankiem z Ostrołęki w kierunku Mazur, do zebrania są śmieci z miejscowości położonych w rejonie gminy Łyse: Zalas, Klenkor, Wejdo, Antonia, Piątkowizna i Łączki. W sumie do objechania ponad 200 kilometrów.

Typowe kurpiowskie wioski ukryte wśród piaszczystych pól, sosnowych lasów i pól z kukurydzą – do odebrania czekają kosze pełne śmieci od 204 klientów. Śmieciarka, którą się poruszamy, to prawdziwy czołg– volvo z trzystoma końmi mechanicznymi, z automatyczną skrzynią biegów i wielkim młynkiem do mielenia śmieci. To jeden z największych wozów, jakie są w firmie. Kamera z obrazem tyłu auta, radio i… niewygodne miejsca do siedzenia.

– Kamera jest potrzebna, bo auto jest duże, a często cofamy i trzeba widzieć, co się tam dzieje – objaśnia mi kierowca.

– Niedawno, dla przykładu, zostawiłem Darka i odjechałem. Dopiero w kolejnym miejscu odbioru śmieci zorientowałem się, że nie zdążył wskoczyć na „stopkę”.

Śmieciarka z tyłu ma dwie „stopki”, czyli miejsca, gdzie pomocnik stoi podczas krótkich odcinków trasy.

 

Moja pierwsza jazda na stopce

Od początku to miejsce wydało mi się najciekawszym. Nie mogłam się doczekać, kiedy sama będę mogła spróbować. Szybko jednak okazało się, że jedyną zaletą jazdy na stopce jest możliwość podziwiania krajobrazów. Poza tym – czułam nieznośny smród odpadów z wnętrza śmieciarki i wszechobecny kurz, bo większość trasy to wiejskie żwirówki.

Pomocnik już po pierwszej godzinie pracy ma kurz na twarzy i we włosach. Jazda na stopce jest też niebezpieczna. Podskakujący na nierównościach drogi samochód zmusza do kurczowego trzymania się za uchwyt, a skrycie się przed kurzem za bryłą śmieciarki zostawia na ubraniu ślady. Kierowca i pomocnik mają jaskrawopomarańczowe robocze ochronne ubrania – koszulki, ogrodniczki i czapki – ja tylko swoje ubranie. Już po kilkunastu minutach nie tylko ręce mam brudne, ale też każdą wystającą cześć ciała.

– Samochód często jest myty, sprzątany i odkażany– opowiada kierowca. – Jednak trasy, jakie pokonujemy codziennie, są przeważnie piaszczyste. Żeby te nasze polskie drogi były w lepszym stanie – wzdycha ciężko. – Latem kurz jest dla nas wielkim utrapieniem.

– Tak samo jak zimą śnieg i mróz – dodaje pomocnik. – Kiedyś zapomniałem się i złapałem ręką za metalowy uchwyt – oderwałem ze skórą. Zimą, nawet krótkie przejazdy na stopce są trudne. Wtedy częściej wchodzę do kabiny kierowcy. Troszkę się ogrzeję, ubranie odtaje i wyskakuję po następne kosze. Nie lubię zimy – puentuje.

Wyskok, kosz, wskok

Podczas ponad dziewięciu godzin, jakie spędziłam z nimi tego dnia, pomocnik wyskakiwał i wskakiwał z auta blisko dwieście razy!

Już po godzinie straciłam orientację w terenie. Plątanina leśnych dróg i pod¬jazdów do gospodarstw dla nowicjusza jest nie do pojęcia. Po dwóch godzinach jazdy po wertepach mam dość takiej pracy, ale jak się powiedziało A, trzeba dotrwać do końca. I nawet już przywykłam do specyficznego zapachu dobiegającego czasami z tylu naszej śmieciarki.

Po kilku godzinach monotonnej już jazdy, przerwa na śniadanie. Szybka toaleta pod chmurką – woda z butelki, mydło i papierowe ręczniki.

– Na początku najtrudniej było przyzwyczaić się do tego smrodu – wspomina kierowca. – Często przy wrzucaniu do śmieciarki zawartości koszy się ubrudzimy, potem ta woń jest w kabinie kierowcy. Ale do wszystkiego można się przyzwyczaić. Teraz nawet rozpoznajemy po zapachu, co się w śmieciach znajduje – śmieje się. – Pracuję w tej branży od blisko czterech lat. Jakiś czas jeździłem jako pomocnik, wiem, jaka to ciężka praca. Przykro jest czasami, kiedy klienci traktują nas z wyższością. Kiedyś słyszałem jak wołają za nami –”śmieciarze, brudasy!”. Na szczęście nie wszyscy ludzie są tacy.

– Na początku wstydziłem się znajomych, no bo jak tu wysiąść ze śmieciarki, ale teraz jestem zadowolony z tej pracy – dodaje pomocnik. – Lubię ją. Czasami ludzie przyjdą do nas, pogadają i pożartują. Jeździmy tą trasą od dwóch lat, więc można trochę poznać klientów.

W kilku miejscach na głośną śmieciarkę czekała gromadka dzieci na rowerach. Z zainteresowaniem przyglądały się pracy kierowcy i pomocnika, a potem wyciągały szyje i słuchały chrzęstu gniecionych w środku odpadów. Najwytrwalsze jechały za nami przez pół wsi.

Książek nie wyrzucamy

– Ludzie różne rzeczy wyrzucają, czasami pojemnik jest tak upakowany, że trudno go podnieść – mówi kierowca śmieciarki.– Ostatnio jest dużo plastykowych butelek, a jak ktoś się buduje, to odpadów z budowy. Jednak ludzie nie segregują tu odpadów, jak w mieście.

– Wyrzucamy głównie opakowania z plastyku, szkło – mówi Antoni ze wsi Wejdo. – Książek nie wyrzucamy – dodaje ze śmiechem.

W ciągu całego dnia pracy kierowca i pomocnik odebrali około dwóch ton odpadów, które trafiły do segregacji w Ostrołęce. Do tej śmieciarki można załadować maksymalnie 15 ton. Wtedy podobno tak nie trzęsie. Jestem zmęczona, brudna i nie czuję już przyjaznego zapachu swoich ulubionych perfum, którymi popsikałam się przed wyjściem z domu.

Trasa, którą zrobiliśmy, jest obsługiwana co dwa tygodnie.

Kierowca, w ubiegłym miesiącu, zarobił około 2 tys. złotych (z nadgodzinami), pomocnik 1400 złotych.