Jestem jak na haju. Świetnie się czuję i mam mnóstwo energii. Moja ulubiona sąsiadka nawet się dziś zapytała, co biorę 😉 cóż poradzić, że piękne widoki, niespodziewane światło podające na miejsca wkoło mnie, cudny zapach wieczornych datur i bycie w podróży tak mnie ekscytują. Chyba chodzę naładowana endorfinami, pogodna pozytywna i uśmiechająca się do wszystkich.
Rano znów obudził mnie śpiew ptaków i zapach świeżo pieczonego chleba. To Gudrun krzątała się w kuchni. Do wczorajszego zestawu śniadaniowego dołączył domowej roboty jogurt. Celebrowałam każdy kęs posiłku i każdy łyk kawy. To jeden z momentów mojego życia, kiedy czułam się szczęśliwa. Ale czas na nowe doznania, pożegnanie z sympatyczną gospodynią i jej magicznym sanktuarium w górach. Busem po 2 godzinach dojechałam do David. Po rzeźkim powietrzu w Guadalupe powitał upał, więc szybko dalej. Zupa w dworcowym barze. Już mnie tu znają i dostaję większe porcje 😉
W klimatyzowany autobus i po godzinie byłam z drugiej strony wulkanu Baru, w Boquete. I znów chłodniej, bo ponad tysiąc n.m.p. Zatrzymałam się w Bambuda Castle, zamku z pięknymi widokami na pobliskie góry kawowe. Dzień jeszcze wczesny, więc zrobiłam jakieś zakupy.
Boquete słynie nie tylko ze wspaniałej kawy, widoków, ale także wysokich cen. Moja ulubiona winiarnia Riunite wypuściła na rynek nowe smaki, będę ciągu najbliższych dni je intensywnie próbować wieczorami. Dziś blackberry merlot i miseczka słodkiej papaji.
Wasze zdrowie!
P.s. Na dole w moim zamku jest basen i jacuzzi z biczammiii , wiekoscz dl mnie. Niestet kiedy do niego weslam wylwciala polowa wody nie uniem dolac 🙁
2.11.2021