Dziś kierowca Daniel zaproponował wizytę w tortugarni, czyli wylęgarni żółwi morskich. Bardzo mi się ten pomysł spodobał, tylko nie sądziłam, że będzie trzeba ponownie jechać do El Valle. Kolumbijski hiszpański jest dla mnie mniej zrozumiały od panamskiego, pewnie mi o tym wczoraj wspominał.
W nocy nie padało, więc droga była lepsza. Zadowolona nie sądziłam, że trzeba będzie jeszcze przesiąść się na inny środek transportu.

Niestety był to motor a pierwszym odcinkiem był długi wiszący drewniany most. Ostatnio motorem jechałam mając chyba osiemnaście lat, więc wieki temu.
Ciężko z moją sprawnością, ale wsiadłam i nawet się pojazd nie przeważył do tyłu. Młody chłopak, który nim kierował, pewnie miał niezły ubaw, kiedy piszczałam na podskakujących niebezpiecznie deskach. Potem wąską ścieżką wśród trzciny, drugi most, mniejszy, ale bardziej spróchniały. Czekałam na wielkie bum, ale jakoś się udało dojechać do plaży.

Dość daleko, pieszo bym pewnie nie doszła. Zjazd na plażę na nogch, kolejne wdrapanie na motor i potem szaleńcza jazda.

Wcale nie myślałam o tym, że przecież przy takiej prędkości, jak się przewrócimy, to będzie jeden wielki kłębek. Kasków oczywiście nikt tam nie używa.

Kilka kilometrów po czarnym piasku mając cudne widoki oceanu, skał i mgły na horyzoncie. Z jednej strony palmy a z drugiej ocean. Jechaliśmy środkiem.

Jaka wolna się wtedy czułam! Jeszcze chwileczkę dłużej i bym odfrunęła.

Lęk przed szybką jazdą był gdzieś daleko.
Dojechaliśmy do tortugarium ma Playa Cuevita. Prowadzi go rodzina, która swoją pracą ratuje żółwie przed kłusownikami i drapieżnikami.

Codziennie wszyscy sprawdzają kilka kilometrów plaży w poszukiwaniu świeżych gniazd. Zabierają znalezione jaja i umieszczają w specjalnej zagrodzie. Tam bezpiecznie po dwóch miesiącach wylęgają się małe żółwie.

I właśnie mi było dane uczestniczenie w wypuszczaniu jednego miotu maluchów żółwia karetta. Coś niesamowitego, kiedy się widzi jak one wytrwale pełzną do wody. Maluchy od razu skierowały się w stronę oceanu.

Zajęło im to kilkanaście minut, niektórym musieliśmy pomagać, bo były słabsze. Może uda się im przeżyć i za kilkanaście lat wrócić jako dorosłe.
Żółwia karetta są pod ścisłą ochroną na całym świecie, ich populacja jest krytycznie zagrożona wyginięciem.

Z około 50 maluchów średnio kilku udaje się dożyć wieku rozrodczego.