Na kółkach do Albanii
Tak, tak, to prawda. Wybrałam się na urlop drogą lądową, nie lotniczą. 2200 km od domu, busem, z ekipą kumelską pojechaliśmy do Albanii.
Tak, tak, to prawda. Wybrałam się na urlop drogą lądową, nie lotniczą. 2200 km od domu, busem, z ekipą kumelską pojechaliśmy do Albanii.
To były szalone dwa tygodnie prawdziwego urlopu. O poranku kawa, potem śniadanie na tarasie, podane z uśmiechem i szczerością.
Dwa tygodnie nad polskim morzem z dietą warzywną dr Dąbrowskiej.
Urlop i pierwszy wyjazd od marcowego powrotu z Indiu dobiegł końca.
Wczoraj wieczorem za Tęczowy Most odszedł mój Przyjaciel Bej.
Brzydkie i stare, dziś schodzi na dalszy plan. Berlińskie lotnisko TXL Tegel za kilka dni przestanie funkcjonować.
Czas zakończyć krótki wypad na Teneryfę. Ostatni dzień, to najbliższe okolice i wizyta w centrum ogrodniczym. Ino tam i tak w ofercie przeważnie kaktusy.
Pod moim wczorajszym prześcieradłem rozgorzała dyskusja nad urokami Teneryfy. Dlatego chcąc sama sprawdzić, wybrałam się z samego rana w góry na północno-wschonim krańcu wyspy.
Dwa dni na Teneryfie, to za krótko, aby zwiedzać. Zresztą brak sił i chęci. Ograniczyłam się do najbliższej okolicy.
W Syhocie Marmarowskim pospacerowałam deptakiem, wypiłam kawę mrożoną, odwiedziłam pocztę i pojechałam na granicę. Tam ciśnienie mi się podniosło, kiedy po wyjściu z Rumunii dziurawym mostem chciałam już po stronie ukraińskiej wejść do malutkiego sklepu wolnocłowego a pogranicznik, że nie.